sobota, 27 grudnia 2014

Yes, I can!

Po zakończeniu ostatniego misia zastanawiałam się, co teraz. "Jak żyć?" Co wydziergać? Miałam w zapasie przepis szydełkowy na lody (!), ale co potem.




 I wtedy nadeszła Wigilia i niespodziewany prezent. Ten rok nie szczędził mi emocji i obawiałam się, że nie doświadczę już wielkiej, dziecięcej radości. Że nie będę potrafiła jej poczuć. Że jej nie zaznam. Okazało się, że mogę! Prezent przyjechał aż z brytyjskiej ziemi i wprawił mnie w takie zaskoczenie, że aż w oczach stanęły mi łzy wzruszenia. No bo cóż może wzruszyć do łez takiego robótkowego frika jak ja?



Mnóstwo inspiracji na kolejne dni i Nowy Rok!







Szkoda, że nie moge zrobić wszystkich na raz... ;)

wtorek, 23 grudnia 2014

Merry Christmas!

Każdy marzy o białych świętach. A za oknem plus 10 stopni Celsjusza, deszcz i wiatr, porywający czapki z głów. No nie czuje się świąt w Mieście Mniejszym. Co prawda, ogródki są już przystrojone światełkami, Czasem zdarzy się neonowy renifer. Główny plac przed kościołem ozdabia świecący anioł z harfą. Ładny.



Ale one już od jutra. Mikołaj prawdopodobnie przyjedzie autobusem albo innym pojazdem kołowym (nie mamy kolei, a sanie odpadają z powodu braku śniegu). Przez kominek też nie wejdzie, bo się pobrudzi. Tak zawyrokował B.
A Dzieciątko? Którędy wejdzie do Twojego serca?
Chciałabym, aby nadeszła pora na wyciszenie i skupienie. Skupienie na B. Bo mimo wolnych dni, nie miałam dla niego za dużo czasu. Ostatnie zamówienia, wypieki, odkładane na ostatnią chwilę porządki. I wspomnienia zeszłorocznych świąt, kiedy wierzyłam, że się uda. Teraz tak odległe. Czy to naprawdę się zdarzyło?Więc jutro pewnie też będę szydełkować, żeby nie myśleć za dużo. Bo to tak jak z haftem krzyżykowym albo frywolitką  - trzeba liczyć, a wtedy głowa skupia się na cyferkach. I nie byłabym sobą, gdybym się nie pochwaliła owocami rąk mych.


Tym razem wytwór drutowy plus aplikacja z filcu. Tematyka deserowa. Towar eksportowy do Hiszpanii.


Bałwani i reniferi. W związku z tym, że dobrze dogadują się z astrologicznymi Strzelcami, nadszedł czas na prezenty urodzinowe. O ile bałwanki robi się dość sprawnie, o tyle renifery są cudne, ale to dziergania masakryczne, o ile ktoś lubi dłubanie i dużo szycia. Obiecałam sobie, że dobrowolnie za rok ich nie zrobię. No chyba że pod przymusem.



Potem nadszedł czas na pełnoziarniste pierniczki i cinnamon bun. Idealnie wpisuje się w moją żywieniową filozofię. Mieszanina słodyczy i soli o zapachu cynamonu. Wilgotne. Mniam.
A na koniec...


Odkładana na ostatnią chwilę. Urocza i elegancka. Z zalotną różową łatką po prawej stronie miejsca, w którym plecy zmieniaja swą szlachetną nazwę;) Świąteczna, czerwonoserca, z subtelną kokardką. Wiem tylko, że ma ją dostać pewna młoda dama. To chyba prezent godny młodej damy. Wyrabiam się, z misia na misia, misie wychodzą mi coraz ładniejsze. Sama chciałabym taką misicę dostać. Mogę sobie zrobić, ale to nie to samo... W sumie, chciałabym kiedyś dostać taki prezent: maksymalnie spersonalizowany, ręcznie wykonany, specjalnie dla mnie i z myślą o mnie. Takie mam marzenie.

Podobno człowiek życzy innym tego, czego mu najbardziej brakuje.
Dlatego życzę Wam, tym blisko i tym trochę dalej, w ciepłych i zimnych krajach, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych wśród bliskich, kochanych i kochających, które przeżyjecie z innymi i dla innych przy choince pachnącej lasem, przy suto zastawionym stole, pachnącym pierogami, grzybkami, rybkami, makowcami i piernikami, przy dźwiękach kolęd. Życzę Wam magicznego czasu, dziecięcej radości, odpoczynku, okazji do zatrzymania się i zadumy.

M.

piątek, 19 grudnia 2014

szaleństwo jest zaraźliwe

Szalony był to dzień. W sumie, to cały tydzień. Najpierw kiermasz, a dziś akcja-zakrętka i Robótka.
Odwiedziny u Ani. Ania urodziła się z rozszczepem kręgosłupa, wodogłowiem i pęcherzem neurogennym. Ma 4 lata. Nie chodzi, ale marzy o lataniu... Jest radosna, odważna, mała szczebiotka. Zawieźliśmy kilka worków zakrętek i prezent od Mikołaja - różową sukienkę dla prawdziwej księżniczki i motyle skrzydełka.
 - Czy te skrzydła są prawdziwe? Czy będę latać? - pyta.
 - Tak - odpowiadam.
 - To puść mnie. Bo ja nie mogę chodzić.
Na pożegnanie zapewnienia o odwiedzinach i rewizycie.
 - Przyjadę do Ciebie - mówi.
 - Czekam - odpowiadam.

Godzinę później przystąpiłam do pakowania Robótki. Dwa tygodnie temu, po poście Kamilki, zamarzyłam. Zapragnęłam po cichu zachęcić ludzi wokół mnie do pomagania. Uwielbiam dostawać prezenty. Najbardziej - niespodzianki. Wiem, jaką radość potrafią sprawić. Dlatego mam fioła na punkcie obdarowywania. I wszyscy, którzy mnie znają, mam nadzieję, że to potwierdzą. Jak dotąd, tylko pomaganie dało mi radość, spełnienie, poczucie bezgranicznego szczęścia i satysfakcji. Wszystkim polecam! A jeśli w pomaganie udaje mi się kogoś wciągnąć, mam z kim dzielić tę radość, bo sama często nie mogę jej pomieścić. A jeśli udaje mi się wciągnąć tylu młodych ludzi, aby przygotować prezenty dla 60 osób, to istna euforia! I świetna zabawa dla stada ludzików. Bo pomaganie to najlepsza impreza. Im nas więcej, tym lepiej. I kiedy widzę, że oni zaczynają czuć jak ja, jedni od razu, inni w ostatniej chwili, bo nie byli pewni, nie mieli odwagi, jestem z nich dumna. Wykształcenie jest potrzebne, ale z czegoś innego będą zdawać egzamin każdego dnia swojego życia. I jeśli nie złapią bakcyla teraz, to może już nigdy. Niech poczują tę radość, jedność, satysfakcję z dobrze wykonanej Robótki. Przy tym problem z opakowaniem, z wysyłką, z ludźmi, dla których to dodatkowy kłopot tuż przed świętami (pozdrawiam!), z przepakowywaniem - poczta wysyła paczki do 50kg, nam wyszło 57, to pikuś!




Apetyt rośnie w miarę jedzenia. A może jakiś koncert charytatywny?
A na koniec była wyprawa do "sklepu choinkowego" po choinkę. A po drodze szukaliśmy grudniowych stokrotek. Bo zima płata nam psikusy i drażni nas temperaturą +12 stopni Celsjusza.

środa, 17 grudnia 2014

udało się!

Tradycyjnie niewyspana, we wczesnych godzinach przedpołudniowych wraz z koleżanką przystąpiłyśmy do przeprowadzenia finału naszego charytatywnego kiermaszu. Były pyszne ciasta, kolorowe pierniczki, sałatki, zapiekanki, kawa i herbata pachnące świętami, Białe śnieżynki choinkowe, bałwanki, wykrochmalone bombki, maskotki, biżuteria, modelowanie fryzur i tatuaże z henny. Wszyscy uczestnicy ofiarnie służyli talentem. Weterani takich akcji wspaniale współpracowali. Rozumiemy się prawie bez słów:) Szkoda, że to już ostatnia nasza wspólna akcja. Bedzie mi ich brakować. Na pewno.

 bałwanki

 guziczki Mikołaja
 przysmaki i upominki

Efekt zaskoczył nas wszystkich. Chyba zawodowo powinnam zajmować się zbiórkami pieniędzy. Jestem bardzo skuteczna;)

W drodze do domu usłyszałam w radiowej Trójce taką oto piosenkę. Szczerze się uśmiechnęłam, bo też tak mam z B. Przynajmniej do połowy. Wzruszająca, rozczulająca. Posłuchajcie.


niedziela, 14 grudnia 2014

w blokach startowych

To już w środę. Czekam na to i jednocześnie pragnę, żeby było już po. Ech, dogodzić kobiecie... Charytatywny Kiermasz Talentów. Zbieramy fundusze, które wspomogą Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy 11 stycznia 2015. Oferujemy talenty różnorakie: rękodzielnicze, kulinarne, cukiernicze i fryzjerskie. Jestem pod wrażeniem zaangażowania młodzieży. Są pomysłowi, wychodzą z inicjatywą. I dobrze  się bawią, a ja razem z nimi.
Dlatego, aby wziać udział w "zabawie", musiałam przygotować swoje fanty. Przystąpiłam do tego z wielkim zaangażowaniem. Moje robótkowanie w ostatnich dniach stało się tak kompulsywne jak sprzątanie bohaterki opowiadania "Przyjaciółka z młodości" Alice Munro. Swoja dokładnością i skupulatnością w porządkach zadziwiała narratorkę. Po jakimś czasie dowiadujemy się, że zadziwiające wiosenne porządki zbiegły się w czasie z faktem, że siostra bohaterki zaszła w ciążę z jej narzeczonym. Podobno ciężka praca ubogaca... Moja terapia, moje zapomnienie, łapanie dystansu do tego, co zobaczyłam, co dało mi jasność.
Najpierw upiekłam pierniczki. Mój wegetarianizm siedział we mnie od dawna, bo nigdy nie lubiłam przyrządzać mięsa. Ale ciasta i ciasteczka to co innego. Zwłaszcza pierniczki. Poszłam na ilość, dlatego nie zabrakło łosi, lisów, niedźwiedzi, wiewiórek, jeży, serduszek, gwiazdek i aniołków. I ostatni "wynalazek" podpatrzony u schocolli - guziki Św. Mikołaja.



Przygotowałam też wełniane zamotki. Trochę wełny, młynek dziewiarski, szydełko, 40 minut kręcenia kołowrotkiem i gotowe. Pudrowy róż, krwista czerwień i wieczorowa czerń.




Już wczoraj miałam zabrać się za choinkowe bałwanki, ale nastąpiła zmiana planów. Nieopatrznie pokazałam synowi filcowe zabawki choinkowe w kształcie sówek. Nie byłby sobą, gdyby nie zażyczył sobie takich sów na swoją mini-choinkę. A ja takich gadżetów nie potrafię mu odmówić.


Jeszcze bałwanki, szydełkowe ludziki-ciasteczka, może renifer.
I jeszcze kilka zamówień na filcowe korale, misia i sweterek na kubek.
A czasu coraz mniej.

czwartek, 11 grudnia 2014

Moc

Gorący okres przedświąteczny. Akcje charytatywne, zbiórki, kiermasze. W pracy z młodzieżą wszystko się udaje, ale wymaga to dużego zaangażowania i wiary w to, że się uda. Zawsze coś wyjdzie. Powtarzając za klasykiem, "to jest Miś na miarę naszych możliwości". Jeśli ty w to uwierzysz, oni też uwierzą. Pokaż im, jak to zrobić, wskaż, pokieruj. Oni robią to niejednokrotnie pierwszy raz w życiu. Jeśli idziecie razem na marsz, idź z nimi w pierwszym rzędzie. Jeśli przygotowują upominki na kiermasz, też coś przygotuj. Pokaż, że ci zależy. Nie udawaj. Baw się dobrze. Oni podzielą twój entuzjazm. Wymiana energii, iskry, wybuchy spontaniczności, niespodzianki, zaskakujące sytuacje. Dreszcz emocji i mega moc. Radość współpracy i wspólnego osiągnięcia.  Radość z tego, że obdarujemy kogoś tym, co mamy najcenniejszego - sobą samym.


niedziela, 7 grudnia 2014

B.

B. miał dziś gorszy dzień i dawał mi popalić. Na dzień dobry i na dobranoc. 
- Nie chcę z tobą mieszkać. Chcę mieszkać z tatą w starym domku - szlochał rozżalony i rozespany. Padło jeszcze kilka innych przykrych słów ze strony Pierworodnego. 
Zrobiło mi się przykro. Tak naprawdę. Pewnie jeszcze wiele razy tak się poczuję. Nie wiem jak pomóc B. w takich chwilach. Serce mi się ściska, kiedy widzę go w takim stanie. Czuję się odpowiedzialna. Może współodpowiedzialna. Nie oswoiłam się jeszcze z moim nowym położeniem. 
Czasem tęsknię za obrączką. Lubiłam ją tak bardzo. Była elegancka, oryginalna, moja... Zdarza mi się poprawiać ją odruchowo na palcu, mimo że już jej tam nie ma. Pamiętam odgłos, jaki wydawała, kiedy uderzałam nią w gałkę zmiany biegów w samochodzie. Skóra na palcu w jej miejscu była wytarta i gładka.  Czas leczy rany. Wszystko płynie. Czas płynie. Skóra robi się szorstka. Może to od mrozu...










sobota, 6 grudnia 2014

klamra

Początek tygodnia był wyjątkowo ciężki. Czułam się, jakbym brnęła wśród śnieżycy w śniegu po pas i znikąd pomocy. Życzliwych ludzików wokół jak na lekarstwo. A wszystko przez zadanie, które spadło na mnie za chorą koleżankę. Poniedziałek i wtorek wlekły się jak samochody w 20-kilometrowym korku. Na szczęście w środę życie trochę przyspieszyło i tak oto doczekaliśmy soboty. Mimo natłoku spraw i późnych powrotów do domu, udało mi się nadgonić zaległości w pracy i w robótkach. Domknąć klamrę. Im więcej masz na głowie, tym więcej zrobisz. Im więcej masz na głowie, tym mniej masz czasu na zamartwianie się.
I tak oto wydziergałam stringi na mikołajkowe zamówienie dla kuzynki z Wysp. Dawno nie dziergałam z "cienkich" nici. Zdążyłam już zapomnieć, jak może boleć palec pokłuty szydełkiem. Wybrałam wzór kwiatowy klik od Kasi. A oto efekt - przepraszam za zdjęcie...


Mam nadzieję, że trafiłam z rozmiarem.
A jak już skończyłam temat konfekcji damskiej, doszłam do wniosku, że nadszedł czas na odkładanego renifera.. Planowałam robić zdjęcia w trakcie, ale z uwagi na liche światło i zintensyfikowane prace wykonawcze, dałam spokój. Uważałam, że dwa wieczory wystarczą mi w zupełności. Nie wzięłam tylko poprawki na pełnię, która sprawiła, że się wczoraj nie wyspałam i zasnęłam z B. zamiast szydełkować. Na szczęście drzemka nie trwała długo i po skromnych czterech godzinach, po drugiej nad ranem renifer Rudolf błysnął białym zadkiem w świetle księżyca. Po raz kolejny korzystałam z projektu Stuff The Body klik. Nie byłabym sobą, gdybym się nie pomyliła, a że nie lubię pruć, to nie sprułam trzeci raz głowy... i nie poprawiłam pyszczka. Oto on.


Nie muszę mówić, że B. był zachwycony reniferem, którego "uszył" dla niego sam Św. Mikołaj. Nowy towarzysz pojechał nawet z nami na termy i na jarmark świąteczny. Udało nam się namówić na wspólny wypad Kamilę z marzenia do spełnienia z jej szalonym stadkiem. To był wspaniały wypad, pełen uśmiechów, radosnych wrzasków i dzikiego pluskania się w basenie na świeżym powietrzu. Trzeba to kiedyś powtórzyć.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

untitled

Podczas pakowania, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, znalazłam zapomnianą płytę: drugą część "Lost dogs" Pearl Jamu. Do tego stopnia była zapomniana, że latem byłam gotowa kupić ją jeszcze raz... na szczęście nie było jej w sklepie. Przez tydzień woziłam ją luzem w torbie, w której oprócz wielu niezwiązanych ze sobą rzeczy, brakowało jeszcze tylko porysowanej płyty bez opakowania...

Dziś pierwszy raz jechałam do pracy z nowego - starego lokum. Włączyłam płytę, bardzo głośno, bo płyta jest cicha, nastrojowa, i z niecierpliwością czekałam na ten utwór.


Nawet nie wiem kiedy dojechałam do pracy.

sobota, 29 listopada 2014

szuflandia

Już prawie zadomowiliśmy się. Kartonowe pudła, torby i worki zostały opróżnione. Książki, ubrania i zabawki znalazły nowe miejsca. Obawiałam się, że nie uda mi się zmieścić wszystkiego, czego nie wyrzuciłam, w moim starym-nowym pokoju. Na ścianach zawisły ikony i moje haftowane obrazy. Mój nowy, kompaktowy, jednopokojowy dom. A ja myślami jeszcze jestem w tamtym domu. Tęsknię. Martwię się o psa. Nie wiem, co się z nim dzieje.
Kłopoty z koncentracją dają mi się we znaki. Zostawiam potrzebne dokumenty, zamyślona mijam sklepy, w których miałam zrobić zakupy, wracam. Czas ucieka, nie nadążam. Denerwuję się na siebie. Pędzę, biegnę. Wymagam, nie potrafię odpuścić. Może powinnam dać sobie więcej czasu?

Skończyłam i wysłałam zamówienia i prezenty. Zdążyłam.
I udało mi się przed wysyłką obfotografować Stasiowe owoce i warzywa - przysmaki dla jego nowego misia urodzinowego. Oto one.












Wszystko przemija. To co dobre i to, co złe. Nie sprzeciwiam się. akceptuję. Idę dalej.

Teraz czas na renifera.











niedziela, 23 listopada 2014

prezent-niespodzianka

Jeszcze pięć dni i zmieniamy adres. Ja i B. Nasze rzeczy, te potrzebne i te niepotrzebne. Tony książek, przypraw, foremek do pieczenia muffinek, talerzyków, filiżanek, kubeczków, butów, sukienek... Zostaje dom i pies. Już za nim tęsknię. Co zrobić z owczarkiem (po)niemieckim, typowo podwórkowym? Ex ma go zabrać do teściów, ale i tak się martwię, jak o dziecko, pierwszy raz wyjeżdżające na kolonie. kto się będzie z nim bawił piłką, drapał za uchem aż do uzyskania basowego pomruku, a co jeśli trafi na łańcuch... Nie mogę tak myśleć. Pakuję się chaotycznie, zajmuje mi to dużo czasu, a mam wrażenie, że stoję w miejscu. Nie zrobiłam zdjęć pożegnalnych moim drzewkom i krzaczkom, psu... chyba już nie zdążę.

Spaliśmy ostatnio na nowym miejscu i oto przyśnił mi się bardzo wyraźny sen. Często śnię, ale rzadko pamiętam o czym. A tu sen wyraźny, dość przyjemny. Ja. Słoneczny letni dzień. Wędruję po lesie, wychodzę z niego i jestem nad jeziorem otoczonym górami. Wędruję z grupą ludzi i z synem. Pada propozycja dalszej wspinaczki, ale stwierdzam przytomnie, że z wózkiem i trzylatkiem to chyba nienajlepszy pomysł i zostaję nad jeziorem. Kąpię się w nim. Jestem zrelaksowana i ciekawa nowych doznań. Potem zmiana scenerii. Czytam sms od znajomej, która lada dzień ma urodzić dziecko. To jeszcze nie ten moment. Czekamy dalej. Następne smsy od koleżanek z pracy: kolejne dwie właśnie dowiedziały się, ze zaszły w ciążę, potem jeszcze dwa, z których dowiaduję się o szczęśliwych narodzinach dwóch maluszków.
Senniki twierdzą, ze sen o ciąży to nowe plany i nadzieje, które dojrzewają i urzeczywistnią się. Natomiast sen o byciu otoczonym górami oznacza, ze jeszcze jest czas na wybrnięcie z trudnej sytuacji.

Już na jawie, dwa dni później dostaję sms od znajomej, która właśnie urodziła syna...

Czytam "Zorkownię" Agnieszki Kalugi.
Trudno o takiej książce powiedzieć, że jest fajna. Tematyka jest niefajna, jak niefajne bywa życie. Książka jest piękna, wzruszająca, intymna. Zaczęłam się zastanawiać, czy będzie miał mnie kto potrzymać za rękę, kiedy nadejdzie kres. Najbardziej dla mnie wzruszające momenty to odejście Gosi, mamy dwuletniej córeczki, która pisze do niej list pożegnalny, i odejście trzyletniego Mikołajka... Zapyta ktoś, po co w tym momencie życia czytać "dołujące" książki. Żeby nabrać dystansu, przypomnieć sobie, co jest ważne, wzmocnić kręgosłup.
Jeden fragment szczególnie pasuje teraz do mnie, bo często słyszę te słowa:

"Skądinąd każdorazowe "podziwiam cię" wprawia mnie w głęboki smutek. W podziwie przecież tak wiele zdziwienia, dziwności, tak wiele egzotyki. Spora też odległość."

Długo dojrzewałam do tej decyzji, długo wahałam się, rozpaczałam. Nie czuję się godna podziwu, bo tylko ja wiem, jaką cenę emocjonalną za to płacę. Wzięłam się wreszcie w garść i oto wyprowadzam się. Moja pierwsza wyprowadzka w nieznane. Ze stabilizacji w... no właśnie, w co? Jeszcze nigdy nie byłam tak pewna tego, ze nie wiem, co mnie czeka. Uwielbiam prezenty-niespodzianki. Może los szykuje dla mnie największą niespodziankę w moim dotychczasowym życiu?


środa, 19 listopada 2014

romantycznie

Zgrzyt skrzydeł kartonowego pudła, które musiałam odchylić, i jego szorstkość przyprawiły mnie o ciarki na plecach. Zakurzone książki brudzą ręce. Jeszcze trudniej dotykać kartonu. Już wszystko jasne. Przestałam się ukrywać. Teraz już działam jawnie. Wyjmuję z ukrycia czekające kartonowe pudła i wypełniam je książkami. Dzielę na te, które wędrują do pewnej piwnicy na przechowanie; miesiąc, dwa, rok, może dwa... czas pokaże. I na te,  które muszą być pod ręką w mojej tymczasowej szuflandii. Zapełniłam sześć, może siedem pudeł. Zatrzymałam się. Na dzisiaj dość. Otwieram kolejne szafki, pudełka, wyrzucam, żegnam się z teraźniejszością na wsi, pakuje. Rozgrzebałam pół pokoju. Reszta jutro. Jestem chaotyczna, zaczynam dużo rzeczy na raz, a potem kończę je symultanicznie. Domykam kilka spraw jednocześnie. Mam w głowie listę, co jeszcze do zrobienia, zanim zamknę za sobą drzwi. Czasu coraz mniej.





Misie mają nowy wyraz twarzy. Mimo całego zamieszania są zadowolone.

Jeszcze kubeczek dla Mojej Darling. Bo właśnie teraz jest pora sweterkowa. 23 listopada obchodzimy World Hello Day, czyli Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień. W zeszłym roku podjęłam prywatne wyzwanie i zrobiłam zestaw sweterkowo-kubeczkowy na kiermasz charytatywny. Powspominajmy:




Wielka frajda tworzenia i ogromna radość z faktu, że mogłam komuś pomóc, bo wszystkie się sprzedały. Byłam z siebie dumna. To był czas mocy. Mam nadzieję, że moc jeszcze powróci.