piątek, 25 listopada 2016

Smaczki

"Piątek - weekendu koniec i początek" - jak mawiał Marek Niedźwiedzki, rozpoczynając cotygodniowe notowanie Trójkowej Listy Przebojów. Piątek - wielkie "tak" dla luzu, relaksu i imprezowania. Tak było kilka lat temu. Teraz wraz z piątkiem przychodzi takie zmęczenie, że o 21 leżę wykończona w łóżku i czekam z niecierpliwością, aż B. przestanie mnie zagadywać i będę mogła zasnąć...
Ale to był tydzień! Tydzień smaczków. Zaczęło się od wielkiego wyciszenia w poniedziałek. A w ciszy pojawiła się radość. We wtorek przysypiałam rano nad stertą papierów po zarwanej nocy - coś się nie mogę ostatnio położyć wcześniej niż o 1.30... Żeby nie rozbić sobie nosa o biurko przy ewentualnej utracie świadomości, wzięłam do ręki ostatni nabytek. W sobotę, niby przez przypadek, bo wcale nie miałam jechać do tej księgarni, kupiłam książkę Marcina Jakimowicza "Pan Bóg? Uwielbiam!". 44 dobre wiadomości. O uzdrowieniach. O Bogu w działaniu. Już na pierwszej stronie oczy otworzyły mi się bardzo szeroko. Słyszałam podobne słowa na wrześniowej konferencji p. Marcina w Warszawie. Czytałam dalej. Jakiś czas temu, z braku czasu, odłożyłam na bok inną książkę. Zatrzymałam się w połowie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam we wtorek myśli bardzo podobne do tych, które znalazłam w tej odłożonej książce. W nocy trafiłam na nagranie o uzdrowieniach, ale z uwagi na późną porę, odsłuchałam zaledwie pół godziny. W środę w każdej wolnej chwili sięgałam do "Pan Bóg? Uwielbiam!" Gdzieś w połowie natrafiłam na zapis DOKŁADNIE TEGO SAMEGO nagrania, którego słuchałam w nocy.  Jakaś wiadomość? W czwartek miałam czytać dalej, ale zmieniłam zdanie i poszłam coś zjeść do Agatki. Opowiadałam jej o moich niesamowitych wakacjach. 
W międzyczasie postanowiłam coś zrobić ze swoim zdrowiem - od miesiąca nie mogę dojść do ładu z krtanią. Umówiłam się na wizytę do specjalisty - o dziwo, wolny termin dostałam jeszcze przed pójściem do pracy. Ucieszyłam się, że załatwię dwie sprawy. Cóż, Ktoś zaplanował dla mnie ten dzień inaczej. Dostałam tydzień zwolnienia, na poratowanie głosu, i torbę leków na ogólne podniesienie kondycji... Okazało się, że mam wolny poranek. Uderzyłam do centrum handlowego, nadchodzi sezon urodzinkowy ;) Tam "weszłam" na Tomka z rodziną, znajomego z czasów liceum, przyjaciela domu. Co jakiś czas "wchodzimy" na siebie, na zakupach, czasem w pracy. Chwilę porozmawialiśmy i nagle zaproponował kawę. "Czemu nie," - pomyślałam, ostatni raz odwiedziłam ich jakieś 7 lat temu... Zeszło nam ze dwie godziny. Opowiadałam mu o ŚDM, o pielgrzymce, dlaczego jestem sama. Rozmawialiśmy o Czarnym Proteście, który wymyśliła nasza wspólna znajoma (!) i dlaczego jestem temu przeciwna. To była bardzo szczera rozmowa. Moja otwartość zachęciła go do podzielenia się bólem ostatnich dni. Zaskoczył mnie swoim wyznaniem. Nie zdarza mi się zbyt często, żeby ktoś opowiadał mi o swoich rozmowach z Bogiem. Opowiedziałam mu na koniec o książce, którą czytam. Od razu poszedł po nią do empiku... Dostanie ją sparaliżowany kolega. Na koniec zadzwonił jego telefon. Usłyszałam "Jak husaria" Luxtorpedy ;)


poniedziałek, 21 listopada 2016

Pobyć

Koncert Luxtorpedy - chyba najbardziej kameralny, na jakim byłam. Niezapomniany. Przestałam już liczyć, który to z kolei.  
Mój pierwszy samodzielny koncert. Pojechałam sama. Lubię od czasu do czasu posłuchać głośnej muzyki. Bardzo głośnej. Tak głośnej, że czuję się otoczona dźwiękiem. Tylko muzyka, która wibruje w moim wnętrzu, przyprawia o zawrót głowy.
Dziwny był to tydzień. Rozhuśtany. Czasem jakiś zapach, dźwięk, obraz, przywoła wspomnienie i rusza lawina. Niechciane, dręczące myśli. Gaszące radość. Potem znowu rzucam się w wir zajęć, żeby nie myśleć. A potem, kiedy zostaję sama i chcę odpocząć, nie dają mi spokoju. “Zosia-Samosia” próbuje uporać się z tym sama, nie zawracać innym głowy swoimi głupotami. Zaciskam zęby, spinam się. Słabo mi to wychodzi. Nigdy nie będę grała w pokera, nie umiem blefować, wszystko po mnie widać… Wtedy zaczynam dostrzegać, że nie jestem sama. Drobne gesty. Czasem wystarczy tylko porozmawiać, pobyć. Przytulić. Zastrzyk z endorfin. Najprostsze rozwiązania. I znowu spokój w środku.
Migawki: zmrożona przymrozkiem dzika róża w pierwszych promieniach słońca, bardzo czekoladowe muffinki, radość obdarowanego, zdobyty autograf i zdjęcie z Litzą ;), porcja ziół na mój załamujący się głos, lekcja astronomii pod rozgwieżdżonym nocnym niebem, szum wody na zaporze, duży kubek gorącej lawendowej herbaty, wieczorne spotkanie z charyzmatycznymi przyjaciółkami, czerwony filcowy kwiat, grzanki z suszonymi pomidorami, imbirem, chilli, cytryną i krewetkami. Wynik - zdecydowanie na plus :)





czwartek, 10 listopada 2016

Sen zimowy

Ani się nie obejrzałam, a złote liście opadły z drzew i nadeszły pierwsze przymrozki. Nie zdążyłam nacieszyć się jesiennym słońcem, ciepłymi kolorami liści. W pochmurne dni, kiedy nad głową wisiały ołowiane chmury, strasząc kolejną falą deszczu, słonecznie żółte liście zdawały się świecić na gałęziach jak lampiony.
Czas pierwszych chorób. B. jakoś się trzyma, a ja co chwilę tracę głos. Trzeba się "sformatować".
W poszukiwaniu ciszy, pojechałam do lasu. Z czasem nauczyłam się przebywania sam na sam ze swoimi myślami. Bez poczucia marnowania czasu i żalu, że mnie coś omija. Cieszę się na te rzadkie chwile.
A nie jest to zwykły las. To puszcza wokół klasztoru. Mimo że odkryłam to miejsce dopiero w tym roku, czuję się tam, jakbym znała je od dawna. Wybrałam się nad małe jeziorko.  Dawno nie słyszałam takiej ciszy. Aksamitnej, otulającej, bezwietrznej, kojącej. W oddali słyszałam tylko stukot dzięcioła, ukrytego gdzieś w koronie drzewa, rosnącego na brzegu, i trzepot skrzydeł kaczki krzyżówki, przelatującej nad moją głową. Błoga cisza, w której starasz się ciszej wdychać zapach świerków i wilgotnych liści tak, żeby jej nie zakłócić. Ciszej stawiać stopy na grubym dywanie z suchych liści. Odgarnąwszy liście, na ścieżce narysowałam strzałkę, jak w podchodach, kiedy byłam mała.
Jakoś tak się składa, że trafiam tam co miesiąc... Ładowanie baterii? Przysypiam wieczorami. Moje ciało przestawia się na tryb zimowy. Ogarnia mnie zimowy sen.
Po przymrozkach przyszedł czas na jesienny śnieg. I wszystko stało się jasne.