poniedziałek, 24 lipca 2017

Na wsi

Wracam tu każdego roku.
Dzieci szybko rosną.
Tupot bosych stóp na drewnianej podłodze.
Momentami dzikie wrzaski i odgłosy walki na śmierć i życie.
- To w co się bawimy? W Napoleona czy w II Wojnę Światową?
Sklep z miękkim błotkiem.
Mizia i jej jeszcze ślepe kociaki.
Prążek szczególnie bliski sercu B.
Niespieszne spacery w poszukiwaniu odpowiedniego kadru.
Wspólne gotowanie i pieczenie ciasta.
Codzienne wycieczki krajoznawcze. Bociany spacerujące niemal pod oknem.
Wkoło soczysta zieleń.
Papierówki spadające wprost pod nasze stopy.
Mój drugi dom.

niedziela, 23 lipca 2017

Umieranie

Sokółka. Cud eucharystyczny.
- Okłamałaś mnie. Wcale mi tu nie było cudownie. - żali się B.
- Chodź, coś Ci pokażę.
Prowadzę go do kraty przy bocznej kaplicy. Na ołtarzu Najświętszy Sakrament. Biały Chleb z widoczną czerwoną plamką.
- Widzisz tą czerwoną plamkę?
- Mhm - mruczy zrezygnowany.
- To jest kawałeczek serca Pana Jezusa. Prawdziwy.
- Naprawdę? - słyszę wyraźne ożywienie w głosie. Jak wytłumaczyć 6-latkowi to, co widzi w odniesieniu do tego, czego nie widzi?

Szum wiatru wśród krzyży wiszących jedne na drugich, jak kiście winogron. Każdy krzyżyk to jeden człowiek, jedna intencja, prośba, dziękczynienie. Duże i małe. Wkopane w ziemię i wiszące. Cichy stukot drewienek poruszanych letnim wiatrem.

Krople deszczu spadające na okno dachowe. Nocna muzyka.
Cicha noc. Ciemna noc. Niezakłócona latarniami. Czerń jest czarna, a nie bura.

Oczekiwanie na cud. “Oczekuj cudów już dziś, już teraz za nie dziękuj, one już się dzieją, tylko my tego jeszcze nie widzimy.” - powiedziała do mnie Basia.

Moje życie pod wieloma względami różni się od życia moich przyjaciółek. Mogłabym się z nimi porównywać, tylko po co? Każda z nas znalazłaby coś, czego mogłaby pozazdrościć tej drugiej. Przypomniało mi się, jak kilka lat temu dokuczało mi “wyalienowanie”; ludzie w moim otoczeniu dziwili się, skąd brałam siłę do różnych przedsięwzięć, dbania o siebie. Odstawałam, wyróżniałam się, rzucałam się w oczy, mimo że nie było to moim celem.
Wczoraj trafiliśmy z B. na urodziny do jego rówieśnika. Dużo dzieci w różnym wieku. Mamy, ciocie, dziadkowie. Przyzwyczaiłam się już do tego, że wszędzie chodzę sama. Nauczyłam się już. Ale co jakiś czas słyszę pytania w stylu: ile pani ma dzieci?. Tylko jedno? Wczoraj nie wytrzymałam… Może to było mało eleganckie, ale skuteczne. Powiedziałam, że nie zdążyłam urodzić więcej, bo się rozwiodłam. Pominęłam jedno w niebie.

Moje pragnienia, tęsknoty. Moje umieranie. Czasem wręcz fizyczny ból, aż trudno złapać oddech. Opanować łzy.
Pożegnania. Odchodzenie, tymczasowość.
Każdy koniec to nowy początek.
Coś nowego w każdej małej śmierci.

Moje imię. Marta. Mara - gorzka, strapiona, silna. O wyrazistym smaku.
Słaba, ale silna. Dużo mogę znieść. Moc w słabości się doskonali (2 Kor 12,9).
 
 


niedziela, 16 lipca 2017

Oderwanie


Śmiech przyjaciół.
Żarty i suchary.
Szybkie spotkanie z Lilą po prawie 12 latach.
Biały piasek pod stopami, we włosach, na twarzy.
Słońce rozgrzewające ciało.
Błogie leżakowanie.
Szum fal.
Wielki błękit nieba.
Szmaragd wody.
Zimne fale, które niemal przewracają.
Wiatr smagający piaskiem.
Poranne bieganie - 'nigdy więcej!'
Dni przeplatane modlitwą.
Hospicjum dla dzieci.
Malutki Alan - tak mogło wyglądać Moje Maleństwo.
Pan Ryszard przy łóżku swojej żony Heleny. Ona gaśnie, on jest przy niej.
Kto będzie przy mnie w ostatnim czasie?
Wspomnienia związane z miejscami - stare zastępuję nowymi.
Song of Songs Festiwal 2017.
Jestem zwierzęciem koncertowym. Może stagediving nie jest dla mnie, ale poskakać jeszcze lubię.
Dźwięk otacza mnie zewsząd.
Muzyka prowadzi moje ciało.
Taniec, ruch, radość, euforia.
Powrót do muzycznych korzeni.
Dobry to czas.
Czas prezentów od Niego.
Oderwanie się.
Uwielbienie.
Wspólnota.
 

sobota, 8 lipca 2017

bez tytułu

Porównywanie się z innymi.
Złudzenie bezcelowości. (Po co mi to?)
Brak wdzięczności.
Skupianie się na braku, na tym, czego nie mam, na sobie.
(B. wyjechał na wakacje do ojca…)
I wracam do punktu wyjścia.
Huśtawka nastrojów…

Może nie powinnam pojechać nad morze… → Siedzenie w domu pachnie izolacją. Czy w domu będzie mi dobrze?

Zatrzymałam się przy leśnych stawach, żeby się uspokoić, zebrać myśli. W takim stanie nie nadaję się do kontaktów z ludźmi.

Najpierw słodki zapach lipy. Za plecami słychać pędzące samochody. Zostają w tyle. Idę w ciszę. Droga najpierw jest szeroka, utwardzona. Dochodząc do rozstajów, wybieram drogę mniej uczęszczaną. Zapach bagien, stojącej wody. Co chwilę słyszę żaby wskakujące do wody. Cichy plusk. Droga staje się węższa. W pewnym momencie okazuje się, że w trawie leżą powalone drzewa, przede mną niewykoszony odcinek, zarośla sięgają powyżej pasa. Zawrócić i nadłożyć drogi? Iść dalej, przedzierając się przez trawy i sitowie?

Poszłam dalej. Nie lubię zawracać. Na nogach mam sandały. Pokrzywy parzą mi stopy, osty kłują. Idę. Jak to w życiu. Zaskoczy nas nieraz nasza droga, bardziej wyboista, niż się na początku wydawało. Momentami idę po leżącym pniu, powoli, ostrożnie. Bąble od pokrzyw dają o sobie znać. Daleko jeszcze?

I nagle koniec zarośli. Dalej droga jest już przejezdna. Szybciej niż się spodziewałam.
Cicha satysfakcja. Wytrwałam.

To też przetrwam.
Przyjrzę się temu, co mam.
Podziękuję.
Zaufam.



środa, 5 lipca 2017

Skutki uboczne przeprowadzek

Lubię niespodzianki.
Znajoma, która krzyczy do mnie przez pół ulicy, że zdała egzamin na prawo jazdy. Kiedy dzielisz radość, mnożysz ją.
Płyta CD z festiwalu 'Song of Songs', której szukałam od blisko roku i 'przypadkowo' znalazłam... w swoim własnym bagażniku samochodowym. To było ostatnie miejsce, w którym bym jej szukała.
Ciasno mam w pokoju dzielonym z 6-latkiem i jego zabawkami. Dlatego ostatni karton z kasetami z czasów liceum (jestem jak Reksio - mam wszystko, oprócz miejsca...), który zabrałam ze strychu w starym domu, od prawie roku wożę w aucie... Nie mam gdzie go postawić w pokoju, a wyrzucić żal... Akurat w poniedziałek, gdzieś na Kujawach, tuż przed powrotem do domu, zajrzałam do tego zakurzonego pudła. Na samym wierzchu leżała poszukiwana płyta. Ależ miałam niespodziankę!
Duża wartość sentymentalna - nigdy nie byłam osobiście na tym festiwalu. Płytę kupiłam w Częstochowie lub w Wadowicach w drodze na wakacje w Tatrach, w połowie liceum. Na tej płycie pierwszy raz spotkałam się z 2Tm2,3, do których niedawno wróciłam po bliższym zapoznaniu z Luxtorpedą. 
Przygodę z muzyką na żywo rozpoczęłam od koncertu "Tymoteusza", Armii i chyba Houk'a właśnie. Pierwszy samodzielny wyjazd do Poznania, nocleg na studenckiej kwaterze u znajomych brata przyjaciółki. Nie miałam jeszcze osiemnastu lat. Historia zatacza kręgi. W przyszłym tygodniu wybieram się do Torunia na festiwal 'Song of Songs' - Pieśń nad Pieśniami.