wtorek, 31 października 2017

Szybkość decyzji

Lniany obrus, mleczna pianka czy natchnienie? A może mroźny poranek albo ziarno sezamu? Kolor ścian jest ważny. Dąb polski czy hamilton? Stół kwadratowy czy okrągły? Białe meble, szara kanapa i koniecznie fotel. Czerwony czy miodowy?
Kobiece dylematy nad meblowaniem domu, pokoju bez tony klocków, samolotów, czołgów i innych drobiazgów. Moje miejsce na odreagowanie dnia.
Na szczęście już wiem, co mi się podoba i jakich mebli potrzebuję.
Nie spodziewałam się, że wybiorę wszystko w jeden weekend.
Za to na dworze coraz zimniej. Poranne mgły ustąpiły miejsca przymrozkom. Kolejny orkan zdmuchnął z drzew złociste i purpurowe liście. Słońce i bezchmurne niebo nie zwiastują ciepła, ale arktyczne chłody. Popołudniowe zachody słońca malują się złotem na horyzoncie, a kształty drzew i budynków odcinają się czernią na tle gasnącego światła dnia. Z konieczności wyjęłam z szafy zimową kurtkę z futrzastym kapturem, grubą czapę z pomponem i rękawice z reniferami. No to zaczęło się... Przeszukuję szufladę wypatrując wełnianych rajstop. Właśnie dobiega końca mój pierwszy miesiąc w sukience. Jeden tylko raz założyłam spodnie, idąc na sprzątanie świata do lasu. Jestem z siebie dumna.
Sezon biegowy uważam za zamknięty. Rozpoczynam akcję #czekamnaśnieg.
Lubię zimę, ale nie lubię zimna, które przeszywa do szpiku kości, zesztywniałych od chłodu stóp i lodowatych, szorstkich dłoni o fakturze papieru.
Lubię ogień tańczący w kominku i ciepły blask świec, puchaty szlafrok i kubek z gorącą kawą, wełnianą chustę i śniegowce z wystającym futrem.
W efekcie zimą bardziej przypominam Yeti niż dziewczynę Bonda, ale ciepło najważniejsze😉

czwartek, 19 października 2017

Co mnie trzyma

Na drzewach coraz mniej liści.
Prawie wszystkie leżą na chodnikach.
Szeleszczący, pachnący dywan.
Ostatnie ciepłe, niemal letnie dni.
Wieczorem przez otwarte okno słyszę klucze gęsi odlatujących na południe.
W lesie otulająca cisza.
Cichy szelest liści spokojnie spadających z wiekowych lip.
Jeden, muśnięty lekkim podmuchem, spadając, strąca wiele innych, zaprasza do tańca w promieniach jesiennego słońca.
Rdzawe dęby odcinają się płonącą poświatą od zielonego mchu i trawy, ktora po ostatnich deszczach odzyskała swoją soczystość.
Dla mnie jesień, ze względu na swoje kolory, mogłaby trwać cały rok.
Wszystkie odcienie żółci, pomarańczu i czerwieni, świecące na tle zakradającej się szarości.
Codzienna rutyna skłania mnie do szukania minut dla siebie. Poranne picie kopru włoskiego. Popołudniowe (raczej sporadyczne) bieganie. Książki. I sukienki.
Jakiś czas temu natrafiłam na projekt 356dni#wspódnicy. Zaciekawiły mnie założenia przedsięwzięcia. Chodzi o to, żeby wyglądać kobieco. W spódnicach się nie czuję, idę na sukienkową łatwiznę. Jedna rzecz, a ja cała ubrana. Praktycznie i wygodnie. Jakie plusy? Dobry humor od 3 tygodni. Polecam!

wtorek, 10 października 2017

Lisie sprawy

Po deszczowym tygodniu przyszedł słoneczny weekend.
Złotawy dywan z liści strąconych przez orkan nasiąknął deszczem i przykleił się do chodnika.
Poszłam biegać.
Rześkie powietrze. Tak chłodne, że trudno się zgrzać.
Bezwietrzna cisza.
Krzyki żurawii na pobliskich łąkach.
Błotnista, grząska droga.
Omijam kałuże.
Biegnę dalej.
Zapach wilgoci, chłodnego mchu, igliwia.
Klonowe liście przybierają już mój ulubiony jesienny kolor - słoneczny żółty.
Czerwone muchomory ukryte w pożółkłej trawie.
Lubię taką samotność.
Oślepia mnie zachodzące słońce, po chwili chowa się za ołowiane chmury.
W połowie drogi łapie mnie ulewa.
Robi się ciemno i chłodno.

Minął rok, jak odstawiłam szydełko do kubka z długopisami, na półkę z książkami. Jesień - czas czytania. A jak czas czytania, to pora na zakładkę do książek. A jak jesienna zakładka, to lisia. Lubię takie lisie sprawy...

niedziela, 1 października 2017

Jesienią

Dni stają się coraz krótsze. Zmrok szybko zapada. Liście na topoli za oknem zmieniły już kolor z zielonego na suchobrązowy. Dzikie wino na płocie w ciągu tygodnia stało się purpurowe. Wieczory i poranki coraz chłodniejsze. Jesień na całego. W parku ostatnie już kasztany. Ostatnie słoneczne dni, słońce delikatnie ogrzewające twarz. Zbliża się czas rękawiczek, grubych czap i szali... Nie lubię zimna, od chłodu siada mi nastrój.

Jaką drogę muszę przejść od pojawienia się marzenia w mojej głowie?* Nowe marzenie - zapał, euforia. Niedowierzanie - wejście na drogę realizacji marzenia wymaga wyjścia poza strefę komfortu, przyjęcia do wiadomości, że coś w moim życiu może się zmienić. Kiedy przejdę etap rozważania, przychodzi czas na determinację w działaniu. Może będę musiała działać wbrew czemuś lub komuś. W działaniu będę napotykać na różne przeszkody. Ogarnie mnie frustracja. Będę się zastanawiać, co mnie skłoniło do wejścia a tą drogę. A kiedy zaakceptuję moje działanie, blaski i cienie, będę na robić to, co kocham.

Ps. Odebrałam klucze do domu.

* na podstawie "Rób to, co kochasz" A. Zbozienia, wyd. RTCK