sobota, 30 grudnia 2017

To sum up

Mimo że minęło już południe, w cieniu sosnowego lasu szron nadal chrzęści pod butami. Drobinki lodu skrzą się na trawie i wśród mchu, niczym rozsypane kryształy. Oślepiające słońce, którego nie mogłam się już doczekać. Mroźne powietrze pachnące świerkiem i sosną. Cisza. Przypominają mi się zimowe spacery po kolana w śniegu po lesie, blisko którego kiedyś mieszkałam. B. spał w wózku, a ja nie mogłam napatrzeć się na śniegową kołderkę pokrywającą świat.

Jutro Sylwester. Nie podzielam entuzjazmu większości. Tańce - tak. Pijaństwo - nie.
W ramach podsumowania otworzyłam mój słoik szczęścia, do którego starałam się wrzucać karteczki przypominające o radosnych wydarzeniach tego roku. Wytrwałam w notowaniu tylko do czerwca, resztę tych chwil staram się zatrzymać w pamięci; część utrwaliłam wcześniej na blogu. Co znalazłam na kolorowych kartkach? Kilkanaście szalonych wyjazdów z przyjaciółmi - na koncerty, na kolacje, na spacer. Wiersz, który dostałam na imieniny. Wysłuchane modlitwy. Dopisałabym jeszcze Wyspy Kanaryjskie, Gdynię, Toruń, Podlasie, Częstochowę i Estonię, kajaki i pielgrzymkę z B., letnie bieganie, taniec w deszczu, podstępne niespodzianki od przyjaciół i dla przyjaciół, ich trwanie przy mnie, różne rekolekcje, wieczorne rozmowy, kupno domu i zamknięcie wszystkich formalności.
Dla równowagi, nie zawsze było cukierkowo. Osoby, na których się zawiodłam. Chwile samotności i powrotów do trudnych momentów z przeszłości. Duchowe wyzwania i trudności. Czas ciemności. Wszystko potrzebne i wartościowe. Nic nie dzieje się bez powodu.
Nowy rok to będzie rok zmian i wyzwań -  jeszcze zimą czeka nas przeprowadzka, a od września B. pójdzie do szkoły. W pracy wiosna zapowiada się gorąco - dużo gości z zagranicy. Reszta będzie niespodzianką.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Boże Narodzenie

Zapachy świąt. Zupa grzybowa z suszonych borowików, pomarańcze, pierniki, cynamon, imbir, goździki i gałka muszkatołowa, sernik pachnący arakiem, a w pokoju przy kominku świerk pachnący lasem.
Świąteczna cisza. B. u ojca. Delektuję się wszystkimi ciepłymi słowami od moich przyjaciół, które przeczytałam lub usłyszałam w ostatnich dniach. Słowa, które są jak pocałunki, złożone na moim sercu. Brzmi patetycznie, ale tak właśnie czuję. Próbuję zachować je w pamięci. Zostałam obdarowana mnóstwem niespodziewanych prezentów - tyle osób pamiętało o mnie przed świętami: książki, drobiazgi, termoforek, rękodzieło, świąteczne zapachy. Miłość wlana w nasze serca napełnia je i sprawia, że nie możemy zachować jej tylko dla siebie; musimy się nią podzielić.

Miałam wczoraj dziwny sen, z którego zapamiętałam kilka szczegółów. Był dość oryginalny, zważywszy na to, że przyśnił mi się w Wigilię. Byłam w długiej podróży, nie pamiętam dokąd. Moim samochodem podróżowali różni ludzie, po drodze różne osoby prosiły mnie o różne rzeczy, drobną pomoc. Jedna znajoma poprosiła mnie o opiekę nad swoim nowonarodzonym dzieckiem, chłopcem. Położyła go na tylnym siedzeniu. Ruszyłam w dalszą drogę. Maleństwo leżało cichutko, nie sprawiając żadnych problemów.
Podróż życia.

sobota, 16 grudnia 2017

grudniowo zimowo...

Grudzień to zawsze dla mnie intensywny czas. W tym roku jakoś tak bez rozpędu, na uchodzącym powietrzu.
Od dawna wyczekiwane roraty i poranne pobudki dużo wcześniej niż zwykle. W tym roku spóźniamy się na śpiewanie godzinek, ale staramy się z B. jak możemy, żeby za dużo nie stracić. Imponuje mi obowiązkowość mojego syna - wieczorem pytam go, czy wstaje rano ze mną. Odpowiedź jest twierdząca. Rano oglądam jego walkę ze snem; wysiłek, żeby otworzyć oczy, które nie chcą się otworzyć... Zmaganie ze skarpetkami, które nie chcą współpracować. Kłopoty z koordynacją. Pośpiech.
Ciemność rozjaśniona migoczącym światłem świec i lampionów. Roratae caeli desuper... Jedyny czas w roku, kiedy śpiewamy po łacinie. Adwent - radosne oczekiwanie. Moje w tym roku jakieś puste. Może to niedobór snu, może ogólne zmęczenie po I półroczu, może brak słońca. Niechęć do papierologii, za którą z roku na rok coraz trudniej jest mi się zabrać. Samotność.
Wyróżnienie w przedszkolnym konkursie na najpiękniejszą ozdobę bożonarodzeniową. Kolędowanie w wykonaniu dzieci, B. poważnie recytujący zwrotkę wiersza. Co roku mam to samo - łzy same cisną się do oczu. Takie wyjątkowe, świąteczne, matczyne wzruszenie.
Świąteczne szaleństwo zakupowe w pełni. Wszystkie media bombardują mnie hasłami, które mają mnie przekonać, że moje święta będą nieudane bez kolejnych gadżetów, ozdób. Perfekcyjna pani domu ma wszystko pod kontrolą, jeśli nie - nie jest perfekcyjna...
Czekam i nie czekam na święta. Czekam na odpoczynek, który przyniesie mi ciszę i brak zajęć, które z kolei nie są dla mnie łatwe. B. pojedzie do ojca - skutki pewnych decyzji, które odczuwam boleśniej w każde święta. Każdy idzie do swojego pokoju. Najchętniej poszłabym na spacer, ale głupio tak spacerować samotnie w święta... Trudne jest dla mnie radosne oczekiwanie. Bardziej jest to we mnie decyzja woli.
Czasem te szarości rozświetlają wydarzenia, których nie jestem w stanie przewidzieć. Prawdziwe prezenty. Nie spodziewałam się, że jeszcze w tym roku będę nad morzem, i to w Estonii. Regularna sauna pomogła mi się rozgrzać i rozluźnić. Stres związany z wyjazdem i tłumaczeniami okazał się niepotrzebny. Za to wyjazd był mi potrzebny... Zupełnie obcy język. Otwarci ludzie. Skandynawska zabudowa; drewniane domki ukryte wśród sosen. Deszczowy dzień ciemny i ponury, przypominający zmierzch. Bałtyk groźnie szumiący w oddali. Oślepiające słońce, przedzierające się przez warstwę chmur. Zachód słońca na Łotwie - blady błękit przechodzący w rozmytą cytrynową żółć i czarne zarysy drzew na horyzoncie.
Poczucie wdzięczności zmienia perspektywę - mnogość wypełnia brak. Daje radość, spokój. Czułam się naprawdę obdarowana tym wyjazdem.
Dziś upiekłam pierniki. Jutro lukrowanie.