Jest 3 rano. Za 5 godzin mam wstać, a jeszcze się nie położyłam... Emocje mnie jeszcze trzymają. To był dzień niespodzianek. Na rozmowę do kuratorium dotarłam prawie w ostatniej chwili - spóźnienia weszły mi ostatnio w krew. Dzięki temu nie miałam czasu nakręcić się stresem. Po ponad 20 minutach komisja zaprosiła mnie do klaustrofobicznego pokoiku, w którym siedziało już pięć osób. Padło pierwsze pytanie. Ucieszyłam się, bo dotyczyło pierwszej części i zrobiłam sobie wcześniej do niej notatki. Ku mojemu zaskoczeniu, dostałam "słowotoku". Za chwilę miało paść następne pytanie... Ale nie padło. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak to? To już? To wszystko? Nastawiłam się na 3-4 pytania. Wyszłam z pokoiku po 5 minutach. Z wrażenia miałam ochotę śmiać się i płakać jednocześnie. Wewnętrzne rozdygotanie. Jeszcze tylko odbiór dokumentu i wracam do Krakowa!
Po pięciu godzinach drogi na Balicach przesiadłam się w spóźniony pociąg. Z niecierpliwością odliczałam minuty do odjazdu. W ciągu godziny miałam dotrzeć na Błonia. W pociągu poprosił mnie o pomoc pewien chłopak. Zamiast biletu z automatu biletowego zabrał paragon. Okazało się, że przyleciał z Brazylii, po drodze zaginął jego bagaż, a jedzie spotkać się z bratem na ŚDM. Nie ma wejściówki, nie może dodzwonić się do brata. Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy udać się na Błonia razem. Na dworcu udało nam się zdobyć wejściówkę do sektora obok sektora jego brata. Ricard był zachwycony architekturą Krakowa. Droga na Błonia zajęła nam ok. 30 minut. Rozstaliśmy się przy jego sektorze. Zastanawiałam się, dlaczego miałam wyjechać wczoraj z Krakowa. Może po to, aby dopilnować, żeby Ricard nie zgubił się w mieście, w obcym kraju na drugim końcu świata. Mam nadzieję, że znalazł brata. Czekam na informację od niego.
Chwilę później dołączyłam do swojej grupy. Udało się. Przeogromna radość! Szalony plan się powiódł! Spóźniłam się tylko pół godziny. Przez resztę Drogi Krzyżowej schodziło ze mnie napięcie całego dnia. Piękne rozważania o męce Chrystusa i Bożym Miłosierdziu. Homilia Ojca Świętego. Wzruszyłam się bardzo głęboko...
Tyle osób było dziś ze mną myślą i modlitwą. Zabiegana św. Marta chyba też.
Po pięciu godzinach drogi na Balicach przesiadłam się w spóźniony pociąg. Z niecierpliwością odliczałam minuty do odjazdu. W ciągu godziny miałam dotrzeć na Błonia. W pociągu poprosił mnie o pomoc pewien chłopak. Zamiast biletu z automatu biletowego zabrał paragon. Okazało się, że przyleciał z Brazylii, po drodze zaginął jego bagaż, a jedzie spotkać się z bratem na ŚDM. Nie ma wejściówki, nie może dodzwonić się do brata. Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy udać się na Błonia razem. Na dworcu udało nam się zdobyć wejściówkę do sektora obok sektora jego brata. Ricard był zachwycony architekturą Krakowa. Droga na Błonia zajęła nam ok. 30 minut. Rozstaliśmy się przy jego sektorze. Zastanawiałam się, dlaczego miałam wyjechać wczoraj z Krakowa. Może po to, aby dopilnować, żeby Ricard nie zgubił się w mieście, w obcym kraju na drugim końcu świata. Mam nadzieję, że znalazł brata. Czekam na informację od niego.
Chwilę później dołączyłam do swojej grupy. Udało się. Przeogromna radość! Szalony plan się powiódł! Spóźniłam się tylko pół godziny. Przez resztę Drogi Krzyżowej schodziło ze mnie napięcie całego dnia. Piękne rozważania o męce Chrystusa i Bożym Miłosierdziu. Homilia Ojca Świętego. Wzruszyłam się bardzo głęboko...
Tyle osób było dziś ze mną myślą i modlitwą. Zabiegana św. Marta chyba też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz