Nie lubiłam biegać, dopóki nie zaczęłam. Zziajana i zdyszana pokonywałam pierwsze kilometry. Dziś przebiegłam swoją pierwszą dziesiątkę, a właściwie jedenastkę. Sukces motywuje.
Po trzech miesiącach mam na koncie ponad 200 km. Stopniowo podnoszę poprzeczkę. Zmagam się sama ze sobą. Sprawdzam się. Czy dam radę jeszcze trochę? Okazuje się, że tak. Pushing the limits.
Ze względu na dłuższe dystanse, biegamy zanim zajdzie słońce. Czyli na widoku. Ludzie nas widzą i komentują. Drwiące uśmieszki i drobne uszczypliwości. To standard w Mieście Mniejszym. Obowiązuje tu złota zasada: "Nie wychylaj się". Czyli rób wszystko tak, jak inni, nie pokazuj, że chcesz czegoś innego; to pycha i zarozumialstwo.
O dziwo, ta zasada stosuje się również do biegania. Nie biegaj, będziesz zdrowsza i szczuplejsza od innych, reszta będzie się przez ciebie źle czuła, w kompleksy wpadnie...
A przecież, parafrazując klasyka, biegać każdy może. Ale nie w Mieście Mniejszym. Życie płynie tu tak leniwie, że nawet cudzym bieganiem się niektórzy interesują...
I kiedy już podupadałam na duchu po tych wszystkich dociekaniach, natrafiłam na taką myśl Jacksona H. Browna: "Broń swojego entuzjazmu przed sceptycyzmem innych". I chyba nic innego mi nie pozostaje.
poniedziałek, 4 lipca 2016
Bądź normalna, nie biegaj
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz