Ani się nie obejrzałam, a tu już połowa października.
Upalne lato łagodnie przeszło w złotą jesień. Niestety, tempo życia wzrosło.
Mimo że wakacje były czasem odpoczynku, w całości były bardzo intensywne. Mimo że nie planowałam żadnych dłuższych ani dalszych wyjazdów, ciągle byłam w ruchu, wśród przyjaciół. Do tego sporo tłumaczeń związanych z wyjazdem panamskim i plażing-smażing na podwórku. Rodzinne uroczystości i odwiedziny przyjaciół.
Zagłuszałam ciszę i samotność.
I tak Kraków i Wadowice. Tam wiadomość o wyjeździe do Sewilli. W ogóle to był czas niesamowitych wiadomości i szalonych spotkań. Potem kajakowy spływ w najgorętszy dzień roku. Następnie, tradycyjnie już pielgrzymka na Jasną Górę - mimo awarii wózka znowu daliśmy radę. B. marudził o wiele mniej i pęcherzy też wyskoczyło mniej. A potem wyjazd do Zduńskiej Woli i znowu wszystko "kliknęło" na swoje miejsce. Jeszcze Skyway Festival w Toruniu, zumbowanie w Slesinie i wakacje dobiegły końca.
Nowy rok szkolny rozpoczęłam z obawą, jak pogodzę nowe obowiązki związane z pójściem B. do pierwszej klasy z moimi zajęciami. Póki co, jakoś dajemy radę.