czwartek, 28 września 2017

Sweet spot, czyli co daje twojemu życiu smak

Sweet spot* - co prawda, to termin sportowy, ale można go przetłumaczyć jako: i o to mi chodziło! Tak chciałam i tak wyszło, 'centralnie w punkt'. 

Źródło mojej satysfakcji w wykonaniu czegoś. Jaki jest mój sweet spot? Jakie moje działanie dało mi radość i satysfakcję? Jakie działanie mi dało szczęście? Kiedy promieniałam? Pracowałam sama czy w zespole? Na jakim polu działałam? Warto przeanalizować takie momenty w życiu, żeby zobaczyć swoje mocne strony, umiejętności, które prowadzą do osiągnięcia zadowolenia w konkretnych działaniach.

Mam właściwości, predyspozycje i talenty, które stanowią mój potencjał. Mam je po to, aby wykorzystywać je na co dzień, w pracy tak, aby każdy dzień był źródłem satysfakcji.To, co prowadzi mnie do satysfakcji i zadowolenia pokazuje mi moją duszę. Mam odpowiedni pakiet umiejętności. Wszystko, co mam, jest potrzebne i wystarczające.

A kim ty jesteś? Jaki jest kształt twojej duszy, mojego serca?  Czy robisz to, co mówi ci twoje serce?  

*zaczerpnięte z audiobooka o. A. Szustaka pt."Wielka ryba", wyd. RTCK. 



niedziela, 24 września 2017

Bunt ciała

Kolejne urodziny. Życzenia, rozmowy, spotkania, niespodzianki, prezenty z drugiego końca świata. Dobrze, że jesteście. Przyszedł weekend, kiedy miałam świętować. 
Zmiana planów w ostatniej chwili i wyjazd o poranku.
Najpierw zastrajkował żołądek. No to kawie mówimy basta...
Pół dnia w mżawce.
Zmarzłam.
Najlepsze były momenty samotności.
Trochę inaczej wyobrażałam sobie ten weekend. Na pewno nie pod kołdrą szczękając zębami, zawinięta jeszcze w puchaty szlafrok.
Kiedy głowa ma za dużo planów, ciało weryfikuje niektóre z nich.
Dziś zamiast biegania, kocyk i książka.

poniedziałek, 18 września 2017

Biegać i czytać

Słoneczny dzień. Przyjemny wiatr.
Poszłam pobiegać mimo braku większych chęci.
Walka z samą sobą.
Dystans podstawowy, czas bez szału.
Ale pobiegłam.
Słońce świeciło w oczy, wiatr przyjemnie chłodził twarz.
Usłyszałam dziś, że w życiu powinno się robić dwie rzeczy: biegać i czytać.
Biegać, bo to walka z samym sobą.
Czytać, bo ktoś już na pewno kiedyś mierzył się z podobnymi problemami do moich, warto czerpać z doświadczenia innych.
Książki leżą na kupce tuż obok łóżka. Na wyciągnięcie ręki.
Tylko przysypiam z B. o 21, a potem budzę się koło północy i nie mogę zasnąć.
Stopniowa weryfikacja marzeń. Zdjęłam różowe okulary i wzięłam do ręki lupę...
Czas małych przyjemności.
Przygotowanie posiłku dla przyjaciółki.
Dawno nikogo nie karmiłam.
Lawendowa herbata.
Przez niedopatrzenie (!) dostałam dziś pierwsze życzenia urodzinowe. I drugie.
Zawsze pierwsza dzwoniła do mnie moja babcia, która zawsze myślała, że to dzień wcześniej... kiedy jej zabrakło, bladym świtem dzwonił dziadek.

wtorek, 12 września 2017

Po deszczu wychodzi słońce

Czasami zadaję uczniom pytanie o przyjaźń. Co dla nich znaczy? Kto jest ich przyjacielem?
Przyjaciel nie powie Ci, że go dołujesz, kiedy nie radzisz sobie z życiem.
Wysłucha Cię, ale nie oceni, nie zaszufladkuje, bo wie, że jesteś unikatowy, nie do zaszufladkowania. Przyjmie Cię z całym twoim bałaganem.
Przyczepianie etykietek krzywdzi, bo nikt nigdy nie ma obrazu całej sytuacji. Najczęściej ludzie widzą tylko mały wycinek sytuacji, na podstawie którego próbują opisać czyjąś rzeczywistość przez pryzmat swojego życia.
Przyjaciel nie zadaje zbędnych pytań, nie drąży zaspokajając swoją niezdrową ciekawość.
Przyjaciel przytuli Cię, kiedy zabraknie słów pocieszenia.
Przy nim nie musisz udawać, możesz być sobą.
Życie pokazuje, kogo możesz nazwać twoim przyjacielem, kto nie wbija Ci noża w plecy z sobie tylko znanych powodów.
Czasem tylko musisz zmienić swoje przyzwyczajenia odnośnie picia herbaty. I uważaj na to, z czyjego kubka ją pijesz. Bez względu na to, jak absurdalne to Ci się wydaje...

Dziś było słonecznie. Rano w korku w drodze do pracy spotkałam znajomego z wakacyjnego wyjazdu. Radosna niespodzianka! Wspomnienia.
Pomachaliśmy do siebie. That made my day😉 A miałam się do niego ostatnio odezwać.

piątek, 8 września 2017

Ciepłe światło

Wrześniowy listopad, zimno, wietrznie, deszcz padito…
Wspomnienia wakacji coraz bardziej abstrakcyjne i odległe.
Chowam się w swetrach i dżinsach. 
W ogóle chowam się. W sobie.
Sukienki smutno wiszą w szafie. 
Jest tak szaro i buro, że pierwszy raz od prawie pół roku pomalowałam paznokcie...
W lesie mi dobrze.
Zieleń, wysiłek, odpoczynek od myślenia.
Nie trzeba silić się na elegancję.
Wczoraj miałam spadek formy.
A wieczorem w planach wyjazd, który w ostatniej chwili opóźnił się o prawie 1,5 godziny. 
Zapadający zmrok i deszcz.
Wątpliwości, czy wyjeżdżać tak późno...
Na miejscu ciepłe, subtelne światło. 
I muzyka. Muzyka, która mnie otwiera.
Przychodzi wielka wdzięczność i wzruszenie, odbierające mowę i oddech.
Łzy, których nie sposób zatrzymać. 
Harmonia dźwięków i piękne głosy.
Momentami słuchać szept spowiedzi.
Muzyka najpierw jest delikatna, stopniowo nabiera mocy, wypełnia całą przestrzeń, mam wrażenie, że zaraz rozsadzi mury. 
Nie bój się, zaufaj. On sam będzie działał.
Uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi muzyki, śpiewania, uwielbienia…
Tęsknię za tą atmosferą.
Poczułam, jaka spięta chodzę od pewnego czasu - ramiona, szyja, plecy… ostatnio nie mogłam śpiewać. 
Żyję albo przeszłością i pozwalam, by miała na mnie wpływ, albo czekam na coś.
Na cel, sens.
Nie ma mnie 'tu'. 
Czuję, że zwalniam.