sobota, 14 lipca 2018

Taniec w deszczu

Gdynia 2018.
Morze. Przyjaciele. Starzy i nowi znajomi.
Wspólny czas, rozmowy, opowiadanie dowcipów, śmiech, żarty. Czas wyciszenia i dzielenia się radością.
Jajecznica z 17 jaj. 40 naleśników z dżemem borówkowym lub nutellą... i jakieś 60 placków z kurczakiem, papryką i pietruszką. Kawa popijana herbatą do śniadania i o 2 nad ranem.
Zdobycie Kamiennej Góry 😉 i Orłowskiego Klifu. Szybka kąpiel w zatoce tuż przed zamknięciem kąpieliska i ucieczka przed stadem dzików.
Czas odwiedzin. Leniwe drzemki i sjesty. Wspólne granie i śpiewanie. Uwielbienie.
Czas wspólnoty.
Song of Songs w Toruniu. Arka Noego i Mietek Szcześniak. Świetne koncerty. Uwielbienie i taniec w deszczu (łaski z nieba).
Koncerty plenerowe to moja słabość. Uwielbiam, kiedy mogę poruszać się w rytm muzyki, śpiewać. Dać ponieść się muzyce, rozluźnić ciało. Daje mi to czystą radość. A taniec w deszczu ma w sobie smak wolności z nutą szaleństwa, kiedy moknę swobodnie robiąc to, co bardzo lubię.
Jestem wdzięczna, że znowu mogłam tam pojechać, za osoby, z którymi spędziłam czas. Każda z nich była prezentem. Za koncerty i piosenki, których nie słyszałam od lat.
To był dobry czas.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Upalna wiosna, zimne lato czyli chwytanie chwil

Prawie uciekły mi dwa miesiące. Było bardzo intensywnie. W pracy. Delegacje z zagranicy: estończycy, hiszpanie, estończycy. Tłumaczenia ustne, pisemne, do Panamy, z Panamy, angielskie, hiszpańskie. Wiatr w żaglach.
Gdzie indziej stagnacja.
Z niedoboru tańca poszłam na zumbę. Z niedoboru czytania kupiłam kilka książek i teraz szukam chwil, żeby liznąć chociaż kilka stron. Z niedoboru przygód weszłam w nocy na wieżę. Przez kilka dni miałam zakwasy. Inne niedobory pominę... za to słońca było pod dostatkiem😉
Tęsknię za ciszą.
Lednica, Warszawa x2, wieczorne wypady do 'maka'.