poniedziałek, 27 marca 2017

The Shack

Każdy z nas ma taką “chatę”. Miejsce w pamięci, do którego nie chce wracać. Miejsce związane z ogromnym cierpieniem, bólem, poczuciem winy, odrzuceniem, samotnością. Miejsce opuszczone, zaniedbane, ciemne i brudne, ukryte gdzieś w zakamarkach duszy. Nikogo tam nie ma. Jest tylko cisza i śmierć. O takim miejscu opowiada film S. Hazeldine’a pt.: “Chata”. Mimo pewnych zastrzeżeń teologicznych warto obejrzeć ten film. Widziałam wiele filmów, w których główni bohaterowie mierzyli się z życiowymi tragediami i dramatami, z lepszym lub gorszym skutkiem. Niewiele jest jednak filmów, które pokazują, jak zbudować relację ze Stwórcą.

Śmierć najmłodszego dziecka. Relacje rodzinne rozpadają się. Cierpienie ojca wysuwa się na pierwszy plan. Nie potrafi wybaczyć sobie, że nie ochronił córki. Nie jest zdolny przebaczyć mordercy. Akcja filmu rozpoczyna się zimą - mróz, gruba warstwa śniegu pokrywająca świat. Czytam ją jako metaforę wyjałowionych i zamrożonych uczuć człowieka pogrążonego w cierpieniu, poczuciu winy i braku przebaczenia.

Jednak w miarę jak przybliża się do Boga, natychmiast zmienia się krajobraz wokół niego - śnieg topnieje, robi się ciepło, roślinność staje się coraz bardziej bujna. Do Mac’a stopniowo dociera świadomość, że Bóg pełen miłości nie daje ludziom cierpienia, jest ono skutkiem grzechu,  ale z każdej trudnej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro.

Relacja z Bogiem. Abstrakcja, powiedzą ci, którzy jej nie doświadczyli. Niezbędna jak tlen do oddychania, powiedzą osoby głębiej przeżywające swoją wiarę. Mac jest chrześcijaninem, ale nie ma osobowej relacji z Bogiem. Ma wiedzę o Bogu, ale nie ma z Nim więzi. Do momentu śmierci córki przeżywa swoje życie w oderwaniu od Niego, nie dzieli się z Nim swoimi radościami i troskami, nie ufa Mu, nie stara się Go poznać. Nie rozumie relacji, jaką ma z Bogiem jego żona. Jego świat rozsypuje się na kawałki po śmierci Missy. 

Jak zbudować relację z Bogiem? To kwestia Twojego wyboru. Musisz zrobić pierwszy krok. On nie będzie Ci niczego narzucać, bo “nie chce niewolników”. 



poniedziałek, 6 marca 2017

Footprints: el camino de tu vida

Od dwóch miesięcy bardzo chciałam obejrzeć ten film. Ale od początku same przeszkody: najbliższe kino wyświetlające go oddalone o 120 km, wczesne godziny projekcji, zdarzyło mi się nawet napisać i zadzwonić do pobliskiego kina z uprzejmym zapytaniem, czy planują takowy film wprowadzić na swój ekran. Znajomi mieli ze mnie ubaw - twierdzili, że tylko ja pojechałabym do kina z całego rejonu… 

Nie potrafię odszukać w pamięci momentu, w którym postanowiłam, że kiedyś wybiorę się na Camino. W styczniu obejrzałam “Drogę życia” z Martinem Sheenem i Emilio Estevezem. Mój apetyt na pielgrzymowanie wzrósł. Po obejrzeniu “Śladów stóp” miałam ochotę wyruszyć prosto z kina.
Miałam jedno nieudane podejście, aby w końcu go zobaczyć dwa tygodnie temu, ale z powodu nadmiaru spraw, dotarłam na “Milczenie" M. Scorsese.

W końcu wczoraj udało mi się spełnić swoje marzenie i obejrzeć film Juana Manuela Cotelo. Kameralna sala kinowa na ok. 15 osób. Było nas może dziesięcioro. Film spodobał mi się już od pierwszych sekund. Spotkałam się z recenzjami zarzucającymi reżyserowi katolicką propagandę i cukierkowe przedstawienie pielgrzymowania do Santiago de Compostela. Powiedziałabym, że jest ono ukazane w radosny sposób. Cukierkowo nie jest; nie brakuje cierpienia, pęcherzy, chwil słabości. Jak sugeruje jeden z bohaterów dokumentu, cierpienie fizyczne stwarza okazję do skupienia się na sobie i zamknięcia się na drugiego człowieka. Jeśli się temu oprzemy, cierpienie sprawia, że dojrzewamy. Widzimy jak Camino testuje możliwości i wytrzymałość pielgrzymów. Jak poznają swoje granice. Film pokazuje też, jak wspólne pielgrzymowanie zbliża ludzi, jak stają się przyjaciółmi, jak powstaje wspólnota. Wspólna droga stwarza okazję do okazywania sobie nawzajem miłości - ciepła, wsparcia, pomocy, troski, wspólnego przeżywania trudów i radości.

“Ślady stóp” przywołały wspomnienia mojego pielgrzymowania do Częstochowy, Lichenia, na ŚDM. Doświadczyłam tam tego, o czym mówili pielgrzymi na Camino. Dlatego jestem nieobiektywna i oświadczam, że film zrobił na mnie duże wrażenie. Przywołał wspomnienia polowych Mszy św. w lesie, na studni. Warto zobaczyć ten film również ze względu na piękne zdjęcia hiszpańskich krajobrazów i zabytków.
Przy najbliższej okazji obejrzę go jeszcze raz.