poniedziałek, 21 listopada 2016

Pobyć

Koncert Luxtorpedy - chyba najbardziej kameralny, na jakim byłam. Niezapomniany. Przestałam już liczyć, który to z kolei.  
Mój pierwszy samodzielny koncert. Pojechałam sama. Lubię od czasu do czasu posłuchać głośnej muzyki. Bardzo głośnej. Tak głośnej, że czuję się otoczona dźwiękiem. Tylko muzyka, która wibruje w moim wnętrzu, przyprawia o zawrót głowy.
Dziwny był to tydzień. Rozhuśtany. Czasem jakiś zapach, dźwięk, obraz, przywoła wspomnienie i rusza lawina. Niechciane, dręczące myśli. Gaszące radość. Potem znowu rzucam się w wir zajęć, żeby nie myśleć. A potem, kiedy zostaję sama i chcę odpocząć, nie dają mi spokoju. “Zosia-Samosia” próbuje uporać się z tym sama, nie zawracać innym głowy swoimi głupotami. Zaciskam zęby, spinam się. Słabo mi to wychodzi. Nigdy nie będę grała w pokera, nie umiem blefować, wszystko po mnie widać… Wtedy zaczynam dostrzegać, że nie jestem sama. Drobne gesty. Czasem wystarczy tylko porozmawiać, pobyć. Przytulić. Zastrzyk z endorfin. Najprostsze rozwiązania. I znowu spokój w środku.
Migawki: zmrożona przymrozkiem dzika róża w pierwszych promieniach słońca, bardzo czekoladowe muffinki, radość obdarowanego, zdobyty autograf i zdjęcie z Litzą ;), porcja ziół na mój załamujący się głos, lekcja astronomii pod rozgwieżdżonym nocnym niebem, szum wody na zaporze, duży kubek gorącej lawendowej herbaty, wieczorne spotkanie z charyzmatycznymi przyjaciółkami, czerwony filcowy kwiat, grzanki z suszonymi pomidorami, imbirem, chilli, cytryną i krewetkami. Wynik - zdecydowanie na plus :)





Brak komentarzy: