czwartek, 10 listopada 2016

Sen zimowy

Ani się nie obejrzałam, a złote liście opadły z drzew i nadeszły pierwsze przymrozki. Nie zdążyłam nacieszyć się jesiennym słońcem, ciepłymi kolorami liści. W pochmurne dni, kiedy nad głową wisiały ołowiane chmury, strasząc kolejną falą deszczu, słonecznie żółte liście zdawały się świecić na gałęziach jak lampiony.
Czas pierwszych chorób. B. jakoś się trzyma, a ja co chwilę tracę głos. Trzeba się "sformatować".
W poszukiwaniu ciszy, pojechałam do lasu. Z czasem nauczyłam się przebywania sam na sam ze swoimi myślami. Bez poczucia marnowania czasu i żalu, że mnie coś omija. Cieszę się na te rzadkie chwile.
A nie jest to zwykły las. To puszcza wokół klasztoru. Mimo że odkryłam to miejsce dopiero w tym roku, czuję się tam, jakbym znała je od dawna. Wybrałam się nad małe jeziorko.  Dawno nie słyszałam takiej ciszy. Aksamitnej, otulającej, bezwietrznej, kojącej. W oddali słyszałam tylko stukot dzięcioła, ukrytego gdzieś w koronie drzewa, rosnącego na brzegu, i trzepot skrzydeł kaczki krzyżówki, przelatującej nad moją głową. Błoga cisza, w której starasz się ciszej wdychać zapach świerków i wilgotnych liści tak, żeby jej nie zakłócić. Ciszej stawiać stopy na grubym dywanie z suchych liści. Odgarnąwszy liście, na ścieżce narysowałam strzałkę, jak w podchodach, kiedy byłam mała.
Jakoś tak się składa, że trafiam tam co miesiąc... Ładowanie baterii? Przysypiam wieczorami. Moje ciało przestawia się na tryb zimowy. Ogarnia mnie zimowy sen.
Po przymrozkach przyszedł czas na jesienny śnieg. I wszystko stało się jasne. 

 
 

Brak komentarzy: