sobota, 6 stycznia 2018

Czekanie na listonosza

Właściwie to jej nie znam. Znam ją tylko z facebooka. Zachwyciłam się kiedyś jej pracami, szyje zabawki, wkłada w nie całe serce. Poszczególne części ich ciałek zszywa na maszynie, potem je wypycha. Potem zszywa ręcznie wszystkie elementy. Potem wyszywa oczy, naszywa aplikacje, ubiera we własnoręcznie wydziergane na drutach szaliki. Guziki, stempelki, szydełkowe gwiazdki, krewniane ozdoby. Godziny spędzone nad każdym zwierzakiem. Dopieszczone, dopracowane, z myślą o odbiorcy. Kasia. Mama dwójki cudnych dzieciaków. Kiedyś wymieniłyśmy się paczkami i życiem. Ja wysłałam szydełkowego misia, koralikowe breloczki. W tamtym czasie uspokajałam myśli kompulsywnymi robótkami ręcznymi. Od Kasi dostałam renifera, królika dla B. i wiele ciepłych słów. W piątek, kiedy wtaszczyłam się na drugie piętro po dość zabieganym tygodniu, przy drzwiach za rowerem B. znalazłam wciśniętą pod ścianą zapowiedzianą paczkę od Kasi. Renifer, świąteczne serduszka i gazeta z szydełkowymi inspiracjami, którą chciała mi przysłać dwa lata temu. Poczułam się otulona czyjąś myślą, czasem, pamięcią.
Teraz szydełkuję sporadycznie, ale znajdując ciekawy pomysł, nie mogę sobie odmówić chwili tworzenia. Ostatnio więcej czytam. Też kompulsywnie. Po kilka książek jednocześnie, łapczywie, wykrawając kilkadziesiąt minut w ciągu całego tygodnia. Mogę czytać przy dźwiękach telewizora w drugim pokoju i hałasach przypominających odgłosy bitewne, wydawanych przez B. tuż obok mnie.
W święta udało mi się kilka książek skończyć. Kiedyś starałam się zachować jakiś porządek w tym moim czytaniu - skończyć jedną, zacząć następną. Teraz czytam 3-4 jednocześnie, bo zawsze trafię na cenną myśl, inspirację właśnie wtedy, gdy jej potrzebuję. Bang on time! Intuicja mi podpowiada, po co sięgnąć w danej chwili.

Brak komentarzy: