Na drzewach coraz mniej liści.
Prawie wszystkie leżą na chodnikach.
Szeleszczący, pachnący dywan.
Ostatnie ciepłe, niemal letnie dni.
Wieczorem przez otwarte okno słyszę klucze gęsi odlatujących na południe.
W lesie otulająca cisza.
Cichy szelest liści spokojnie spadających z wiekowych lip.
Jeden, muśnięty lekkim podmuchem, spadając, strąca wiele innych, zaprasza do tańca w promieniach jesiennego słońca.
Rdzawe dęby odcinają się płonącą poświatą od zielonego mchu i trawy, ktora po ostatnich deszczach odzyskała swoją soczystość.
Dla mnie jesień, ze względu na swoje kolory, mogłaby trwać cały rok.
Wszystkie odcienie żółci, pomarańczu i czerwieni, świecące na tle zakradającej się szarości.
Codzienna rutyna skłania mnie do szukania minut dla siebie. Poranne picie kopru włoskiego. Popołudniowe (raczej sporadyczne) bieganie. Książki. I sukienki.
Jakiś czas temu natrafiłam na projekt 356dni#wspódnicy. Zaciekawiły mnie założenia przedsięwzięcia. Chodzi o to, żeby wyglądać kobieco. W spódnicach się nie czuję, idę na sukienkową łatwiznę. Jedna rzecz, a ja cała ubrana. Praktycznie i wygodnie. Jakie plusy? Dobry humor od 3 tygodni. Polecam!
czwartek, 19 października 2017
Co mnie trzyma
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz