wtorek, 10 października 2017

Lisie sprawy

Po deszczowym tygodniu przyszedł słoneczny weekend.
Złotawy dywan z liści strąconych przez orkan nasiąknął deszczem i przykleił się do chodnika.
Poszłam biegać.
Rześkie powietrze. Tak chłodne, że trudno się zgrzać.
Bezwietrzna cisza.
Krzyki żurawii na pobliskich łąkach.
Błotnista, grząska droga.
Omijam kałuże.
Biegnę dalej.
Zapach wilgoci, chłodnego mchu, igliwia.
Klonowe liście przybierają już mój ulubiony jesienny kolor - słoneczny żółty.
Czerwone muchomory ukryte w pożółkłej trawie.
Lubię taką samotność.
Oślepia mnie zachodzące słońce, po chwili chowa się za ołowiane chmury.
W połowie drogi łapie mnie ulewa.
Robi się ciemno i chłodno.

Minął rok, jak odstawiłam szydełko do kubka z długopisami, na półkę z książkami. Jesień - czas czytania. A jak czas czytania, to pora na zakładkę do książek. A jak jesienna zakładka, to lisia. Lubię takie lisie sprawy...

Brak komentarzy: