Wszystko, co dobre, szybko się kończy.
Udało nam się wrócić szczęśliwie.
Pozostały nam wspomnienia, mnóstwo zdjęć, pamiątki i złota opalenizna.
Dziś będą smaki.
Physalis. Podobno tak się nazywa ten kolumbijski owoc. Ukryty w kokonie zeschniętych listków, które chyba są kwiatostanem. Słodkie, ziarniste. Pyszne z musem czekoladowym.
Smoothie o smaku mango. Zimny i orzeźwiający. Idealny na tropikalny upał.
Spring rolls, po naszemu sajgonki, kurczak w sosie miodowo-cytrynowym i satay, czyli mięso na patyku.
Dragon fruit. Barwi palce jak burak. W smaku przypomina arbuza.
Longany. Miękki miąższ ukryty w skorupce. Można obrać przy użyciu paznokci, ale szybciej idzie nożem. Wygląda trochę jak meduza. Bardzo słodki, podobny do liczi. W środku ukryta jest gładka i lśniąca pestka wielkości orzecha laskowego.
Obowiązkowy punkt programu - woda kokosowa. Ambrozja! A na koniec można zagryźć koprą, wyskrobaną ze środka.
Na koniec Yu Sheng. Tradycyjna potrawa, którą spożywa się w czasie obchodów chińskiego nowego roku. Każdy ze składników jest symbolem - pieniądze, szczęście, powodzenie, zdrowie. Kiedy talerz jest przygotowany, wszyscy biesiadnicy przystępują do wypowiadania życzeń i podrzucania pałeczkami jedzenia, które dany składnik symbolizuje. Rytuał kończy się tak:) Po grupowym wymieszaniu dania, można przystąpić do konsumpcji. Pyszności!
3 komentarze:
Yu Sheng zdecydowanie nie na moje nerwy ;)
A z tą opalenizną to może nie pokazuj się zbyt szybko ;) Niech lekko straci na intensywności. Co by mnie zazdrość nie zżarła :)
obśliniłam się :D
Prześlij komentarz