poniedziałek, 30 marca 2015

Cierpliwość

A cierpliwość palcem dół wykopie... Chciałby się rzec. Szpulki gotowe! Zastanawiam się, czy je malować, czy zostawić surowe. Teraz czas ponawijać sznurki, wstążki i tasiemki.



Zbliża się Wielkanoc, więc czas łapać świąteczne klimaty. W przygotowaniu koszyk z bawełnianej dzianiny o wdzięcznej nazwie KotToOn (T-shirt Yarn) dla Górkowej Córki Drugiej. Mam nadzieję, ze tu nie zagląda i że nie spalę niespodzianki.



Marzzec niemal przeciekł mi przez palce. Dlatego kiedy wreszcie mogę wziąć do rąk szydełko, nie mogę się opanować. Żyrafy, słonie, a teraz królik, Easter Bunny. To nie koniec. W kolejce czeka jeszcze lis, meduzy, ryby (fishy fish), krewetka, wieloryb i może jeszcze jakaś wiosenna kurka. MOże jeszcze coś wypadnie po drodze. I jeszcze miniony, które do tej pory nie widzą, z powodu braku oczu...


piątek, 27 marca 2015

wysiłek

Kolejny pracowity tydzień za mną. Tym razem do tego stopnia się "wyeksploatowałam", że wczorajsza akcja charytatywna zakończyła się katarem i permanentnym przemęczeniem, czyt. padłam na pysk razem z B., prawie w opakowaniu, w pełnym makijażu, bez prysznica...
Ale satysfakcja jest:) Że pomimo wielu przeciwności udało nam się przedsięwzięcie doprowadzić do końca. Mimo kąśliwych uwag niektórych kolegów z pracy. Mimo nieporozumień. Mimo braków w sprzęcie w chwili rozpoczęcia koncertu. Mimo obaw natury prawnej. Ale dzięki wielkiemu zaangażowaniu wspaniałej młodzieży. Dzięki życzliwej pomocy koleżanek i kolegów. Dzięki ich ofiarności i chęci niesienia pomocy. Znowu udało się! klik
Idę sobie czasem ulicą. Patrzę na twarze ludzi, którzy mnie mijają. I myślę sobie: nie chcę z nimi gadać. Nie lubię ich. Ale potem przypominam sobie znajomych 20-latków, o których cztery lata temu myślałam  tak samo. Teraz widzę, że myliłam się co do wielu. Wyrastają na ludzi pięknych wewnętrznie. Solidnych i obowiązkowych w sprawach ważnych. Przed nimi egzamin dojrzałości, ale myślę, że swój egzamin z człowieczeństwa już zdali. Żałuję, że sama nie byłam tak dojrzała jak oni w ich wieku.
Wczoraj, w ramach relaksu, wybrałam się do muzeum. Śmieję się w duchu, że muszę przyzwyczajać się do przebywania wśród eksponatów, taka "niedzisiejsza" jestem. Kolejnym etapem tworzenia ceramiki jest wycieranie nierówności papierem ściernym na biskwicie i szkliwienie. Kubek i guziczki.



Tydzień temu, w pierwszy wiosenny dzień, szukaliśmy oznak wiosny.



Słoneczny, ciepły dzień. Dziś pada i temperatura nie zachęca do spacerów. Ale mimo chłodu, słychać już ptasie trele i chrzęst pękających pąków liści...

czwartek, 19 marca 2015

z prądem

Mija  kolejny dzień. Idę z prądem, choć czasem trudno mi na spokojnie przyjmować to, co dni przynoszą. Staram się zachować spokój i dostrzegać dobre strony. I niemal każdego dnia towarzyszy mi poczucie, że to, co się dzieje, dzieje się we właściwym czasie. Nawet jeśli coś wypada, wyskakuje niespodziewana zmiana planu. Nie ma tego złego... W ten sposób dziś zajrzałam na 20-minutową herbatę do Kamili. Wreszcie:)
Nadchodzi Wielkanoc. Święto kolorów. W zeszłym roku "natrzaskałam" tyle dekoracji, że w tym roku chyba już sobie daruję, no chyba że jednego zajączka.




środa, 18 marca 2015

niedokończone

Natłok spraw sprawił, że po feriach w tropikach pozostały tylko resztki opalenizny...
Zaległości w pracy, w spaniu, w szydełkowaniu, czytaniu, odpoczywaniu, spędzaniu czasu z B. Pospiech i brak czasu dla siebie. Marnotrawienie cennej energii na drobiazgi, które w oczach innych urastają do rangi spraw życia i śmierci. A to tylko drobiazgi dnia codziennego. Ale daję się wkręcić i biegnę, jak inni. Przeeksploatowałam się wielkim otwarciem w pracy.
Trudne jest ciągłe wyłamywanie się: a dlaczego pani nie je mięsa? a dziecku pani daje? a słodycze? a co pani ma w tym słoiku? a dlaczego to tak dziwnie wygląda? sama robiłaś? kiedy ty masz na to czas? chce ci się? a dlaczego nie chce pani tego podpisać? to zakładamy tę kartę biblioteczną? a ile syn ma lat? chodzi już do szkoły? Nie, ma 4 lata. Niech każdy robi to, co uważa za stosowne, a reszta niech pilnuje swego nosa i wszyscy będą zdrowsi.
B. został czytelnikiem. Połknęliśmy już Tupcia Chrupcia, Rośliny i Muminka i przyjaciół.
Wieczór bez książeczki jest wieczorem straconym. No dziś jeden straciliśmy... przez niedokończone minionki.



Niedokończona żyrafa:)


Niedokończone książki, niektóre nawet nie zaczęte.


3 tygodnie temu byłam w Ikei, jeszcze nie przejrzałam katalogu...


Tylko ciastka sezamowe dokończyłam.




wtorek, 10 marca 2015

The Fine City

Singapur jest bardzo czystym państwem-miastem. Byłam porażona niemal szpitalną czystością w MRT (Mass Rapid Transport), czyli w metrze. Ani okruszka na podłodze, żadnych papierków lubresztek jedzenia, petów, plastikowych butelek nigdzie. Ani na chodniku, ani na ulicy, ani w parku, ani w metrze. Pytam: dlaczego? Dlaczego tak nie może być u nas, w odległej i szaroburej krainie? Oto dlaczego.






Wszędzie jest pełno znaków. Na ścianie bloku, w windzie, na placu zabaw, w metrze, w pociągu, na mapie w parku... Wszystkie dotycza zakazów. Pod spodem widnieje grzywna. To skutecznie odstrasza wszelkie nieodpowiednie zachowania, takie jak żucie gumy, palenie papierosów, plucie na chodnik, zaśmiecanie, wnoszenie durianów (cuchnące owoce, azjatycki przysmak), karmienie małp i wiele innych. Nie wszystkie obowiązują w każdym miejscu, ale jest ich sporo. Na tyle dużo, że można kupić wiele pamiątek, przedstawiających lokalne zakazy. B. przeżywał fascynację znakami do tego stopnia, że przy każdym musieliśmy się zatrzymac i musiałam mu wyjaśnić, czego w danym miejscu nie wolno robić. Gorzej było, gdy znaków było ok. 10...
Zastanawiałam sie, co by było, gdyby tak u nas ktoś wpadł na pomysł umieszczania takich znaków w miejscach publicznych. Czytałam ostatnio, że pewnego mężczyznę ukarano chłostą, bo nie miał pieniedzy na zapłacenie grzywny. Może to byłoby jakieś rozwiązanie:)

środa, 4 marca 2015

smoothies i słoiki

W ramach odkrywania siebie na nowo, przekonałam się ostatnio, że jestem stworzona do podróżowania:) To nie tylko nowe miejsca, nowi ludzie, nowe sytuacje, nowe doświadczenia, ale także mnóstwo inspiracji. Dzieci uczą się przez naśladowanie dorosłych, ja lubię podpatrywać ludzi wokół mnie, podglądać i "ściągać" dobre pomysły. Od jakiegoś czasu eksperymentowałam w kuchni z przepisami wegetariańskimi i wegańskimi. Podążając tym tropem, spróbowałam kiedyś postu owocowo-warzywnego i od tamtego czasu jestem bezmięsna. Zimową porą zaczęło mi brakować surowych warzyw, ale po zawirowaniach w życiu osobistym, straciłam energię na poszukiwania nowych smaków i rozwiązań. Aż do wyjazdu. Tam każdy upalny dzień witaliśmy schłodzonym zielonym smoothie, który najczęściej zawierał banany, buraczka, dragon fruit, jabłka, borówki i szpinak. Czasem atrakcyjności dodawało surowe kakao, specjalny dodatek dla B. 
Już od jakiegoś czasu myślałam o zakupie przyzwoitego blendera, czytaj: takiego, który zblenduje mi kaszę jaglaną na mus, mrożone banany przerobi na lody, a z migdałów zrobi taką miazgę, że po dodaniu wody powstanie z nich mleko. Wizyta w Azji przyspieszyła moją decyzję, mimo że zakup nadszarpnął mój domowy budżet. Teraz co rano mogę raczyć się zastrzykiem witaminowym.
I tak oto wczoraj pan kurier dostarczył to cacko, a dziś była premiera.



Moje pierwsze domowe mleko migdałowe w nowym słoiku do koktajli. Podobno teraz, według najnowszych trendów prosto z USA, koktajle pija się z oldschoolowych słoików, koniecznie ze słomką wielorazowego użytku, albo ze specjalną nakładką z ustnikiem. W sieci można nawet kupić słoiki z uchem. W pracy i tak mam już opinię frika zdrowej żywności, więc jak wystartuję ze smoothie w słoiku:) nikogo to nie powinno zdziwić. Chyba.
Idąc za ciosem, upiekłam też snack bars, czyli batoniki z mielonych ziaren i suszonymi owocami. Zdrowa przekąska do pracy, do schrupania na przerwie. Może zdążę je obfotografować, zanim znikną...
Zaniedbałam trochę ostatnio szydełkowanie. Minionki nie mają jeszcze kończyn, ale wieczory są zbyt krótkie, zanim usiądę do szydełka, czas spać. A jak zarwę noc, to przez cały kolejny dzień będę się snuć jak zombie. Nie można mieć wszystkiego.

niedziela, 1 marca 2015

landmarks

Dziś będzie o widokach.
W związku z tym, że do ostatniego dnia nie byłam pewna, czy wyjazd wypali z powodu grypy B., nie zdążyłam się przed wylotem zorientować, jakie atrakcje czekają na mnie w Singapurze. Jechałam w ciemno. Wiedziałam tylko, gdzie mamy się przesiąść i gdzie wysiąść, i że Motyl nas odbierze z lotniska. Wiedziałam, że będzie ciepło, ale nie miałam bladego pojęcia, co można zobaczyć, dokąd pójść, co zjeść. Z jednej strony, może to trochę dziwne, jechać na drugi koniec świata i tak naprawdę nie wiedzieć dokąd. Z drugiej strony, nie chciałam sobie robić nadziei, że zobaczę to i owo, a potem się rozczarować. W ten sposób, każdy dzień był dla mnie niespodzianką i codziennie zdarzało mi się wzdychać i wykrzykiwać pod wrażeniem tego, co widziałam. A jak tu nie wzdychać... Zobaczcie sami.

 Ogrody Botaniczne

Widok na port z Sentosy


Buddha Tooth Relic Temple


od lewej: Singapore Opera House, The Flyer (przypominający The London Eye), ArtScience Museum, Marina Bay Sands, Central Business District


Marina Bay Sands, CBD, Merlion


Widok na Gardens by the Bay z baru Kudeta na 57. piętrze Marina Bay Sands


Marina Bay widziana z 56. piętra

Marina Bay Sands z Supertree Grove w Gardens by the Bay, widoczna OCBC Skyway (kładka między "drzewami")


finał rejsu stateczkiem po Singapore River


Supertree Grove by night



East Coast Park