W ramach odkrywania siebie na nowo, przekonałam się ostatnio, że jestem stworzona do podróżowania:) To nie tylko nowe miejsca, nowi ludzie, nowe sytuacje, nowe doświadczenia, ale także mnóstwo inspiracji. Dzieci uczą się przez naśladowanie dorosłych, ja lubię podpatrywać ludzi wokół mnie, podglądać i "ściągać" dobre pomysły. Od jakiegoś czasu eksperymentowałam w kuchni z przepisami wegetariańskimi i wegańskimi. Podążając tym tropem, spróbowałam kiedyś postu owocowo-warzywnego i od tamtego czasu jestem bezmięsna. Zimową porą zaczęło mi brakować surowych warzyw, ale po zawirowaniach w życiu osobistym, straciłam energię na poszukiwania nowych smaków i rozwiązań. Aż do wyjazdu. Tam każdy upalny dzień witaliśmy schłodzonym zielonym smoothie, który najczęściej zawierał banany, buraczka, dragon fruit, jabłka, borówki i szpinak. Czasem atrakcyjności dodawało surowe kakao, specjalny dodatek dla B.
Już od jakiegoś czasu myślałam o zakupie przyzwoitego blendera, czytaj: takiego, który zblenduje mi kaszę jaglaną na mus, mrożone banany przerobi na lody, a z migdałów zrobi taką miazgę, że po dodaniu wody powstanie z nich mleko. Wizyta w Azji przyspieszyła moją decyzję, mimo że zakup nadszarpnął mój domowy budżet. Teraz co rano mogę raczyć się zastrzykiem witaminowym.
I tak oto wczoraj pan kurier dostarczył to cacko, a dziś była premiera.
Moje pierwsze domowe mleko migdałowe w nowym słoiku do koktajli. Podobno teraz, według najnowszych trendów prosto z USA, koktajle pija się z oldschoolowych słoików, koniecznie ze słomką wielorazowego użytku, albo ze specjalną nakładką z ustnikiem. W sieci można nawet kupić słoiki z uchem. W pracy i tak mam już opinię frika zdrowej żywności, więc jak wystartuję ze smoothie w słoiku:) nikogo to nie powinno zdziwić. Chyba.
Idąc za ciosem, upiekłam też snack bars, czyli batoniki z mielonych ziaren i suszonymi owocami. Zdrowa przekąska do pracy, do schrupania na przerwie. Może zdążę je obfotografować, zanim znikną...
Zaniedbałam trochę ostatnio szydełkowanie. Minionki nie mają jeszcze kończyn, ale wieczory są zbyt krótkie, zanim usiądę do szydełka, czas spać. A jak zarwę noc, to przez cały kolejny dzień będę się snuć jak zombie. Nie można mieć wszystkiego.