piątek, 3 lipca 2015

Lipiec

Pachnący lipami. Wyjątkowo mi się ten zapach podoba. Nareszcie upalnie, letnio. I dziś pierwszy w tym roku polski plażing.  Nie do końca udany, bo B. urządził histerię przy baseniku z powodu mokrych kąpielówek... i całe popołudnie do bani.
Ostatnio nabrałam ochoty na koncerty. Zimą jadę na Florence do Łodzi, ale koncertów pragnę już teraz. I coś się nie mogę zgrać z festiwalami w tym roku, bo będę wtedy gdzieś indziej. Podobno. Jak tu zaplanować coś, kiedy dobrze dnia nie można zaplanować... Więc jestem elastyczna.
W ramach elastyczności i łapiąc nadarzającą się okazję, pojechałam na koncert chóru... do lasu. Dzięki, Kamila, za cynk.
Czarownie było! Uwielbiam oglądać ludzi, którzy z pasją robią to, co lubią, świetnie się przy tym bawiąc. Dlatego nie mogłam napatrzeć się na dyrygentkę, obciętą na zapałkę, która tak swobodnie poruszała się na scenie, że aż jej zazdrościłam, że może tańczyć do tych skocznych kawałków. I byłam jej wdzięczna, kiedy można było zatańczyć do bisu. Podziałała na mnie inspirująco! Może kiedyś zapiszę się do jej chóru...

2 komentarze:

Piotr Piętowski pisze...

Florence and the Machine>dobrze rozumuję? Mam tak samo, jak przypomniałem sobie nad morzem, że jestem blisko Doliny Charlotty to chciałem jechać na ZZ Top. Jednak mój grafik mi na to nie pozwolił. Mam nadzieję, że na jesieni coś znajdę bliżej siebie. Zapewne wybiorę się na koncert Kultu, może na jakąś zagraniczną gwiazdę.

Pasja to coś, co trzyma nas jak jest jakoś tak nie za bardzo. A są też tacy ludzie, którzy mogą pasję wykorzystywać w pracy. To dopiero szczęście. :)

Zapraszam do mnie: http://pinialux.blog.interia.pl

Pozdrawiam!

martyshkap pisze...

Tak, Florence and the Machine. Chciałabym jeszcze na Comę, bo dawno nie byłam, ale zgrać się z nimi nie mogę:-) a w październiku Fismoll w stolycy. Dzięki za link, na pewno zajrzę!