wtorek, 22 sierpnia 2017

Bliżej nieba

Trzeba zrobić coś dla siebie.
Więc robię kawę w kubku termicznym, do plecaka wkładam książkę, wodę, kilka 'krówek'.
Jadę do lasu. Zamiast w góry.
Najpierw szybki marsz przez rezerwat - ogromne świerki, szum wiatru w koronach drzew, cichy stukot dzięcioła ukrytego gdzieś wysoko. Cisza. Idę, staram się nie myśleć, tylko patrzeć, spostrzegać. Nie jest łatwo, myśli uciekają. Droga zaczyna piąć się pod górę. Mijam kilka czarnych żuków, krzaki jeżyn z niewielkimi owocami.
Już prawie na miejscu.
Wieża widokowa wysokości czteropiętrowego bloku w środku lasu. Wspinam się po schodach. Wiatr delikatnie kołysze drewnianą konstrukcją. Zaczyna bujać mocniej kiedy ktoś zaczyna zabiegać z góry.
Nareszcie na szczycie. Kawa, krówka, książka. Ponad koronami drzew. Siadam na drewnianym podeście.
Nie będę skakać, mimo tego co w mojej głowie.
Wieje, robi się chłodno, zakładam kaptur na głowę. Tak lepiej. Ciepła kawa.
Bliżej nieba czytam o bezwarunkowej miłości Boga do człowieka. Rahamim.
Moją samotność przerywają telefony od znajomych i przyjaciół... Rahamim.
Na wieżę wchodzą kolejne osoby, rodziny z dziećmi, robią pamiątkowe zdjęcia. Siedzę w kącie i rozmawiam przez telefon. Rozmowy cichną, kiedy odbieram telefon z Austrii i rozmawiam po angielsku. Poczułam się egzotycznie.
Spokojniej.
Lepiej.

Brak komentarzy: