sobota, 12 sierpnia 2017

Mi camino

Pielgrzymujemy.
Ja i B. Do Częstochowy.
Po 4 dniach narastającego skwaru, dziś powitała nas ulewa - sandały świetnie sprawdziły się w bosym wędrowaniu w strugach deszczu.
Noclegi w szkołach.
Na stopach pęcherze, opuchnięte łydki, zakwasy, asfaltówka podchodząca krwią.
Wspólnota.
Sama nie dałabym rady...
Ofiarne ręce pomagały mi pchać przyczepkę B. Przez ponad 100 km.
Rolnicy przerywają pracę, żeby nam pomachać.
Łzy w oczach mijanych osób, wzruszenie odbierające mowę.
Modlitwa we wspólnocie.
Podziękowania za świadectwo. Miłe słowa.
Zwątpienie, czy dobrze zrobiłam zabierając B. na pielgrzymkę.
Umierania ciąg dalszy.

Jakie dobro z tego wyniknie?
Po drodze mijamy kościół pod wezwaniem św. Jakuba.
Santiago y mi camino.
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.
Jutro Częstochowa. Jasna Góra.
Koniec pielgrzymki

Brak komentarzy: