Zaczęłam dziś kolejne tłumaczenie, tym razem kurs. I znowu mną telepie od środka. Idzie mi powoli. Smutno mi, niepokój jakiś. Czy dam radę? Planowałam “wyrobić się” we wakacje, a tu nie zanosi się. Do tego dochodzi kwestia przygotowania podpisów do ośmiu półgodzinnych sesji… Jak się za to zabrać od strony technicznej? Może austriacki znajomy coś podpowie.
Komplikacje w związku z domem. Zaplanowany wyjazd odkładany z dnia na dzień. Brak noclegów. Niedogadane terminy i sprzeczność interesów.
Tatry. Tęsknię za ciszą, szumem wiatru wśród smreków, zapachem lasu, cichą melodią górskiego potoku. Krzeptówki. Tak dawno tam nie byłam.
Po tygodniu spędzonym na dworze, moje ciało domaga się świeżego powietrza.
Kiedyś mi się wydawało, że nie mam z kim pogadać, kiedy miałam z kim pogadać. Teraz to dopiero nie mam z kim pogadać… Zostaje pisanie.
Wczoraj narodził się nowy pomysł, marzenie. Żeby w przyszłym roku iść na Camino de Santiago. Jestem coraz starsza, forma coraz gorsza, nie ma co czekać do 40-tki, nie jestem najmłodsza. Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe…
Dziś czytałam tekst o dorastaniu i marzeniach:
Ciekawe myśli o marzeniach właśnie. Nigdy nie zastanawiałam się, co mi o mnie mówią moje marzenia.
O czym marzę? O podróżach - nowe miejsca, piękno świata, nowi ludzie, pokonywanie siebie, swoich ograniczeń, słabości. Po pielgrzymce i spotkaniem ze św. Jakubem w Szadku Camino nie daje mi spokoju, a właściwie daje spokój. Wśród gonitwy myśli, marzenie o wędrowaniu przez Hiszpanię daje mi spokój. Mimo że co rano budzi mnie jeszcze ból nóg i nie mogę odespać.
Uda się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz