Kolejny dzień wita mnie coraz bardziej przenikliwym chłodem. Śpię w skarpetkach. W ciągu dnia prawa ręka marznie mi szybciej niż lewa. Ciało napina się i sztywnieje z zimna.
Pierwszy śnieg. Białe drobinki nieśmiało spadające z nieba. Małe, lodowe arcydzieła. Zachwycające swoją delikatnością i precyzją wykonania. Nie ma dwóch takich samych. Każdy projekt jest unikatowy, misternie utkany z kropelek wody, głebokomrożony.
Za moment rozpuszczą się, lądując na szarym asfalcie, chodniku, siwiejących włosach, okularach.
Małe tęsknoty.
Niedobór słońca i endorfin.
Ktoś mi zgasił światło.
Szukam włącznika.
Czarno-biały świat.
Zdętwiałam trochę.
Przygotuję termofor, lampion.
czwartek, 30 listopada 2017
Pierwszy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz